Ekipa od rzeczy mniej lub bardziej możliwych, czyli panowie monteży
Miejsce akcji: W chatce Wiśniowych ludków
Osoby: Ja i panowie specjaliści od robót różnego typu
Czas akcji: pewien bliżej nie określony deszczowy poranek (dość niedawno)
Osoby: Ja i panowie specjaliści od robót różnego typu
Czas akcji: pewien bliżej nie określony deszczowy poranek (dość niedawno)
Normalny, zdrowy na umyśle jak każdy inny poranek. Zgodnie z rytuałem szykowania się do pracy, ubieranko, szykowanko, szpachlowanko. Cudowny moment nakładania kolejnej warstwy gruntu na twarz, co by mi tynk się dobrze przez cały dzień trzymał, został zakłócony przez pukanie do drzwi. Hmmm rano, komu by się chciało? Ulotki? Niee - za wcześnie. Listonosz - na pewno nieee - on tak wysoko bez windy nie wchodzi, woli poćwiczyć swoje talenta aktorskie: "Byłem, nikogo nie było, awizo zostawiłem" - no fakt w domu 3 razy "nikt" hmm. Zresztą facet ma do 67 roku życia tak pracować, trzeba oszczędzać jego nogi, bo potem już może tego awiza nie donieść nawet. A może "uprzejmi" państwo z darmową "oświecającą" prasą? Chociaż wątpię - po ostatnim spotkaniu z moim lubym już tak często się tutaj nie pokazują. Nie to żeby im coś złego zrobił, po prostu nie powinni mu zadawać pytań. Z jakichś przyczyn czerpie ogromną rozkosz z zawieszania takich osób. Więc na pytanie "Czy wierzy Pan w Boga itd." odpowiedział "Wierzę w elfy i krasnoludy i rozwinął piękną wersję wiary w świat fantazji Tolkiena", namawiając przy okazji owe osoby do próby przejścia na jego wiarę. Tak czy inaczej pukanie nie ustawało. No nic zobaczymy kto to. Hmmm dwóch panów, na oko w wieku - jak dobrze było za PRL - w niebieskich kubraczkach -- aaaa ekipa od rzeczy bardziej możliwych i tych mniej możliwych - czyli panowie od naszego zarządcy nieruchomości. Przecież nic ostatnio nie zgłaszaliśmy, ale czyżby, rok temu coś mi świta. No cóż lepiej późno niż wcale.
Zapraszam panów uniżenie w me progi, od razu proponując kawę (może się skuszą i tym razem nic nie popsują), ech niestety są po śniadaniu, co za pech. Ale może w końcu dowiem się w jakiej sprawie. Ekipa uprzejmie mnie oświeca, że będą sobie sprawdzać coś tam, z kominami, że tutaj jest przewód, tam odwód, ciągi znane wszystkim z polityki te pionowe i poziome. No ok, jak chcą się panowie pobawić, co będę im bronić. Jeden niczym karate kid wskoczył na drabinkę i zniknął na dachu. Drugi stoi i się na mnie patrzy. Czyżbym źle tynk położyła, kontrolnie sprawdzam - ubranie mam, nie zapomniałam o nim - to by była heca hihi. Paczy i paczy, zebrało się w końcu pacholę na odwagę i rzecze - "Ma może pani jakiś stołek?" Taa stołek, baaa ja mam nawet drabinkę, którą pana uprzejmie poczęstowałam. Dwie minuty później znowu stoi przede mną i pacza - Taaaak? "Czy ma pani może młotek?" Dzięki bogu hobbistycznie wbijam gwoździe, więc tak też mam. Nie uwierzycie, ale po kolejnych trzech minutach znowu stoi przede mną i pacza. Ja sama w to nie wierzyłam. "Takk?" W duszy już się zacieszam, bo widziałam co kombinował przy kratce wentylacyjnej. Będzie wesoło. "Czy ma Pani śrubokręt?" Przypominam, że nadal mamy doczynienia z ekipą monterów. Śrubokrętów mam nawet cały zestaw, poprzez płaskie, krzyżakowe i nawet gwiazdkowe. Ale mój wewnętrzny diabełek podpowiada mi, żeby Panu, któremu się nie chce nic wnosić, bo po co , przecież można pożyczyć, dać nauczkę i zobaczyć jak szybko jednak po to pójdzie.
"Oj niestety nie mam, ale może coś innego nóż na przykład?". Otrzymałam przyzwolenie. Widok leniuszka męczącego się i klnącego z małą śrubką bezcenny, za resztę płacę gotówką. Ale jego wewnętrzny leń nie poddał się tak szybko. Przerobiliśmy jeszcze nożyczki, łyżkę (znaczy trzonek), niebezpiecznie zmieszaliśmy w stronę, może wystrugam z kija od szczotki (metalowego???). Jednakże z ratunkiem przybył karate kid, dudniąc głosem w przewodzie kominowym - "Heniek co ty tam kombinujesz, w samochodzie mamy skrzynkę, idź i przynieś śrubokręt". I tak Pan Henio, już nie zostanie wynalazcą nowego narzędzia, zastępującego śrubokręt. Nagroda Nobla przeszła bokiem i odeszła do przeszłości. Widziałam w oczach pana montera jeszcze przelotny błysk, a może by tak od sąsiadów pożyczyć, ale moja stanowcza mina w stylu - Giń, przepadnij maro nieczysta! skutecznie zabiła wszelkie chęci. Z nieskrywaną radością pan Henio potruchtał do samochodu po skrzyneczkę. Oj niedobrota ze mnie ;P
Zapraszam panów uniżenie w me progi, od razu proponując kawę (może się skuszą i tym razem nic nie popsują), ech niestety są po śniadaniu, co za pech. Ale może w końcu dowiem się w jakiej sprawie. Ekipa uprzejmie mnie oświeca, że będą sobie sprawdzać coś tam, z kominami, że tutaj jest przewód, tam odwód, ciągi znane wszystkim z polityki te pionowe i poziome. No ok, jak chcą się panowie pobawić, co będę im bronić. Jeden niczym karate kid wskoczył na drabinkę i zniknął na dachu. Drugi stoi i się na mnie patrzy. Czyżbym źle tynk położyła, kontrolnie sprawdzam - ubranie mam, nie zapomniałam o nim - to by była heca hihi. Paczy i paczy, zebrało się w końcu pacholę na odwagę i rzecze - "Ma może pani jakiś stołek?" Taa stołek, baaa ja mam nawet drabinkę, którą pana uprzejmie poczęstowałam. Dwie minuty później znowu stoi przede mną i pacza - Taaaak? "Czy ma pani może młotek?" Dzięki bogu hobbistycznie wbijam gwoździe, więc tak też mam. Nie uwierzycie, ale po kolejnych trzech minutach znowu stoi przede mną i pacza. Ja sama w to nie wierzyłam. "Takk?" W duszy już się zacieszam, bo widziałam co kombinował przy kratce wentylacyjnej. Będzie wesoło. "Czy ma Pani śrubokręt?" Przypominam, że nadal mamy doczynienia z ekipą monterów. Śrubokrętów mam nawet cały zestaw, poprzez płaskie, krzyżakowe i nawet gwiazdkowe. Ale mój wewnętrzny diabełek podpowiada mi, żeby Panu, któremu się nie chce nic wnosić, bo po co , przecież można pożyczyć, dać nauczkę i zobaczyć jak szybko jednak po to pójdzie.
"Oj niestety nie mam, ale może coś innego nóż na przykład?". Otrzymałam przyzwolenie. Widok leniuszka męczącego się i klnącego z małą śrubką bezcenny, za resztę płacę gotówką. Ale jego wewnętrzny leń nie poddał się tak szybko. Przerobiliśmy jeszcze nożyczki, łyżkę (znaczy trzonek), niebezpiecznie zmieszaliśmy w stronę, może wystrugam z kija od szczotki (metalowego???). Jednakże z ratunkiem przybył karate kid, dudniąc głosem w przewodzie kominowym - "Heniek co ty tam kombinujesz, w samochodzie mamy skrzynkę, idź i przynieś śrubokręt". I tak Pan Henio, już nie zostanie wynalazcą nowego narzędzia, zastępującego śrubokręt. Nagroda Nobla przeszła bokiem i odeszła do przeszłości. Widziałam w oczach pana montera jeszcze przelotny błysk, a może by tak od sąsiadów pożyczyć, ale moja stanowcza mina w stylu - Giń, przepadnij maro nieczysta! skutecznie zabiła wszelkie chęci. Z nieskrywaną radością pan Henio potruchtał do samochodu po skrzyneczkę. Oj niedobrota ze mnie ;P
Morał z tej historii prosty, każdy porządny lokator powinien mieć w domu, drabinę, młotek, zestaw śrubokrętów, młot pneumatyczny, piłę łańcuchową, A w garażu betoniarkę i podnośnik.
Komentarze
Prześlij komentarz