Orzech czy śliwka?

Z jakieś dwa tygodnie temu wstałam z bólem głowy po prawej stronie. Macam, macam, i jakiś orzech z tyłu głowy.
Cholera - umieram! - czas pisać testament - to już koniec...
Nic, myślę sobie co komu oddam, jak rozdzielę schedę, której za dużo nie mam. 


Cały dzień chodzę z orzechem na głowie, Luby już chętnie by mnie na jakieś tomo i magneto i inne grafie zaciągnął. Jak każdy facet poziom hipochondrii sto plus. I tak w skrócie do wieczora. Kładę łeb na poduszkę, boli, jakby kto mnie kijem obtłukł. Pożyjemy do jutra zobaczymy. 


Następnego dnia rano, orzech jakby mniejszy i mniej boli. Luby zasugerował, że to może guz w sensie śliwka (jak już tak trzymamy się w klimatach jedzenia). Śliwka? Ale skąd? Przecież jak wieczorem przedwczoraj się kładłam spać nic nie miałam, a rano już było. Hmm Kot? Nieeee one na noc wychodzą z sypialni. Żadnej doniczki ani nic też nie znalazłam obok siebie. Lunatykować też nie ma opcji, prędzej poszłabym do lodówki, zjeść śliwki, a nie montować sobie na głowie. 

Cały dzień się zastanawiałam. Następnego dnia teoria spiskowa się sprawdziła, jednak to śliwa, bo ładnie już połowa zniknęła. Pozostaje więc tylko jeden winny - Luby. Myślę, myślę, skupiam się  i jakby jakiś przebłysk w mroku. Coś kojarzę, łokieć, złość, a potem ciemność. Idąc tym tropem kojarzę fakty, czyli jakby tak jak zawsze, Luby się wiercił i machał na wszystkie strony kończynami, bo to to spać spokojnie nie potrafi i pewnie ładnie poszło w moją stronę rykoszetem, Że aż śliwa i za pewne mnie przy okazji zamroczyło. Cóż Luby oczywiście rękami i nogami się zapierał, że to nie możliwe, ale niestety drogi Watsonie, Holmes wydedukował i nie ma innej możliwości. Znalazł brakującego świadka.

Więc tym razem odpuszczam pisanie testamentu. Jeszcze trochę pożyję na złość wszystkim :D

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wciągające plażowe piaski

Mazurek Dąbrowskiego

WC I'm lovin' it