Spokój z pokojem

Dzisiaj historia czy też bardziej przygoda, która przydarzyła się ostatnio Lubemu. Jako iż zostałam przez niego upoważniona do opisania, do dzieła.

Luby w zeszłym tygodniu miał szkolenie w dużym Polskim mieście, znanym z krasnoludków. Szkolenie trzy dniowe, bardzo intensywne, więc musiał sobie zarezerwować pokój na ten czas, najlepiej z opcją dostępna kuchnia i łazienka. Jak zwykle skorzystał z oferty ogromnego portalu od rezerwacji z książką w nazwie. Ot znalazł sobie zwykły pokój w Hostelu z Szarym w nazwie, z ogólnodostępną kuchnią oraz łazienką. Pokój w miarę blisko dworca tak, aby o godzinie 22 kiedy to Luby miał być na miejscu, daleko nie musieć szukać. Rezerwację z góry opłacił wyraźnie zaznaczając, że na miejscu pojawi się dopiero koło godziny dwudziestej pierwszej - dwudziestej drugiej, gdyż doba zaczynała się od godziny czternastej i dobrze, aby właściciel był uprzedzony. W dniu wyjazdu z samego rana przyszła wiadomość od Hostelu z informacją o kodzie do klatki, kodzie do wejścia do pokoi oraz z numerem pokoju. Lubemu przydzielono pokój numer siedem i życzono miłego pobytu oraz aby się poczęstował ciastem dla gości. A wcale nie miało być tak ładnie....
Luby po kilku godzinach ciśnięcia się w piekarniku, znaczy się pociągu, dotarł wieczorem na miejsce. Podreptał pod podany adres, w mrokach ciemności zalegającej w uliczce sprzed dwustu lat z kamienicami pamiętającymi obie wojny światowe, namierzył odpowiednią klatkę, do której kod z wiadomości pasował. Hostel okazał się zwykłą kamienicą w której ktoś wykupił połowę piętra i połączone mieszkania przerobił na poszczególne pokoje z ogólnodostępną kuchnią i łazienkami. Stąd drugi kod z wiadomości, który otwierał drzwi do samego mieszkania (do tego czasu sama się zastanawiałam po co dwa kody). Wtarabanił się z bagażami i zgodnie z relacją, dobre dziesięć minut szukał pokoju z odpowiednim numerem. Gdy już go odnalazł okazało się, że pokój zamknięty na cztery spusty, żadnego klucza w zamku, ani nigdzie leżącego w pobliżu. Przeszukał wszystko co udało mu się znaleźć i klucza też nigdzie nie znalazł. Recepcja? Ktokolwiek? A gdzie tam, zero jakiejkolwiek obsługi, czyli bierzemy lodówkę i wyposażenie kuchni i wychodzimy :D. Po namyśle, że jednak lodówkę ciężko będzie przewieźć pociągiem, postanowił zadzwonić do właściciela, którego numer też otrzymał w wiadomości. Właściciel okazał się nie w ciemię bitym cwaniakiem. Najpierw stwierdził, że jak to to Luby nie zajął pokoju numer jeden? No nie, nie zajął, przecież dostał w wiadomości pokój numer siedem. Właściciel więc skonsternowany stwierdził to kto jest w pokoju numer jeden? A pokój numer siedem, cóż, przecież próbował się do Lubego dodzwonić, ale Luby nie odbierał więc jakichś ukraińców tam dał. Jednak on niedługo będzie i on da inny pokój w innej lokalizacji, jego żony, a tymczasem czy Luby może zapukać do pokoju numer jeden i dać do telefonu tą osobę, która tam jest, bo właściciel nie wie kto tam jest - POWAŻNIE?!!!! Idealna sytuacja, żeby powiedzieć WTF? Cóż co miał począć Luby o dwudziestej drugiej po długiej podróży, postanowił poczekać na właściciela. 
Po dwudziestu minutach przybył pan lelum polelum i zaproponował Lubemu dwie lokalizacje, mgliście mówiąc, że niby tam jest lepszy standard, bo pokój większy itd. Między czasie próbując pokrętnie wyjaśnić, że w pokoju numer jeden jest ktoś z innej lokalizacji, ale przecież Luby miał mieć pokój numer siedem. Czyli zgodnie z zasadą im więcej mówię tym moja wersja stanie się bardziej wiarygodna, bo wcale ale to wcale wałkiem nie jestem i nie opchnąłem pokoju, który ktoś wcześniej zarezerwował i opłacił, a teraz kombinuję. Luby nawet się dowiedział, że kody do klatki i mieszkania się nie zmieniają i ludzie sobie czasem wchodzą ot tak na ciasto i kawę. Poważnie?!!! Ale oni mają kamery - poważnie?!!! Luby kody ma więc pewnie przy następnej okazji wpadnie na free kawę i ciasto, a co tam :D Pan właściciel mimochodem stwierdził, że po co mu recepcja, przecież są kody jak wszędzie na świecie. Cóż jak mu kiedyś zniknie wyposażenie kuchni, to pewnie wtedy będzie jak wszędzie na świecie. Pan był tak miły, a raczej tak się bał opinii na magicznym portalu, bo wszędzie stały tabliczki z oceną 9 (nie wiem jakim cudem), że nawet zawiózł Lubego do drugiej lokalizacji. Myślicie, że to już koniec przygód, a gdzie tam, to jeszcze mało. Na miejscu oświecił Lubego, że w sumie to na tę noc ma pokój numer cztery, a na następne dwie ma się przenieść do pokoju numer pięć, ale to tylko na przeciwko. Ba nawet o bagaż ma się nie martwić, bo jak go nie będzie to sprzątaczka przeniesie i połowę z niego wyniesie, bo amba fatima, pani tak sobie do pokoju wejdzie bez klucza tadam. Luby był już zmęczony więc machnął na to ręką stwierdzając, że on sam się przeniesie. I się przeniósł jak wrócił ze szkolenia następnego dnia z deszczy pod rynnę, prosto z cichego pokoju, do pokoju nad ulicą z przystankiem tramwajowym, autobusowym i skrzyżowaniem, idealne miejsce do wypoczynku po intensywnym szkoleniu. W sumie to nie miał co narzekać, bo jak tramwaj jechał miał masaż w łóżku gratis :D I byłby koniec całej historii, ale..... zawsze jest jakieś ale prawda? Cóż, to ale, to fakt, że Luby sobie zrobił zakupy i wsadził je do ogólnodostępnej lodówki, pierwszego dnia. Wieczorem wrócił ze szkolenia i jakieś było jego zdziwienie, że wszystko zniknęło a pojawiło się ciasto dla gości. Żeby to jeszcze jakiś łosoś czy inne delikatesy były, ale to zwykła szynka drobiowa i twaróg był. Przecież lodówka tego nie pożarła, chociaż wyjaśniałoby to nieraz rzeczy znikające u mnie w domu z lodówki. Po telefonie do właściciela okazało się, ze chyba pani sprzątaczka wszystko wyrzuciła, dlaczego? A kto ją tam wie i tym razem zresztą pan właściciel zastosował technikę im więcej mówię nie na temat tym mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś coś będzie chciał. Zaproponował, aby Luby zrobił listę, a on mu zwróci za ta, cóż Luby machnął ręką, ale stwierdził, że on to sobie w cieście powitalnym dla gości odbije :D 
I tak oto oprócz szkolenia Luby miał też trochę przygód, dla mnie zabawnych dla niego już trochę mniej. Co ciekawe do drugiej lokalizacji też były kody i też ktoś kto już był może użyć kodów, żeby sobie wejść i skorzystać z łazienki, umyć się czy zrobić sobie kawę czy też poczęstować się ciastem z lodówki. A ja przynajmniej mam historię do opisania i dostałam od Lubego magnes na lodówkę :D

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wciągające plażowe piaski

Mazurek Dąbrowskiego

WC I'm lovin' it