Ziiiimmn (ooo) aaaa

Zimmaaa, przeklęta, pier.....niczona ziiiimaaa.Tak wiem, że dla dzieciaków to frajda, bo sanki i śnieżki i ogólnie śnieeeg. Ja na to jednak patrzę z drugiej strony.
Najpierw było zimno, bardzo zimno, tak zimno, że gile w nosie zamarzały na samą myśl o wyjściu na dwór. Że już nie wspomnę o próbie dostania się do samochodu, momentami już myślałam żeby skorzystać z łomu, ale jednak pomyślałam, że szkoda takiego ładnego, nowego łomu, jeszcze się porysuje.
Kiedy to już udało mi się jakoś dostać do środka, okazało się że cały śnieg i deszcze zamarzł mi na przedniej szybie w postaci płata lodu grubości jednego centymetra. Radość z dużej panoramicznej, przedniej szyby przeminęła jak ręką odjął. Skrobanie nie miało sensu, chyba że dłutem, czas oczekiwania na odmrożenie piętnaście minut....

Kiedy to w końcu pogoda postanowiła zrobić się w miarę normalna pod względem temperatury, postanowił spaść śnieg. Wyglądało to owszem całkiem ładniej. Świeciło słoneczko, spadały duuuże białe płatki, które pięknie się skrzyły. Wszystko przykryła czapa białego, czyściutkiego śniegu. Było naprawdę uroczo... do momentu, aż nie musiałam iść odśnieżyć auta. Z początku było super, pierwszy śnieg, radość i zachwyt, po dziesięciu minutach zaczęłam się zastanawiać, czy zdążę przed wakacjami, bo to białe paskudztwo ciągle padało, zasypując to co już udało mi się odśnieżyć. Dobrze, że Luby mi pomógł, bo inaczej pewnie za jakiś czas ktoś by mi doczepił nos z marchewki, a w oczy wcisnął węgle, myśląc, że jestem nie dokończonym bałwanem. A weź potem człowieku rusz z miejsca... niby samochód nie może przymarznąć...hmmm.

Tydzień później ten sam śnieg nadal leżał, już nie był taki ładny, a w sumie to paskudny. Zadeptane, szarobure błocko, pełne soli i piachu. Jeżeli gdzieś pozostał w miarę nie tknięty to był raczej cytrynowy. Przynajmniej problem z samochodem odpadł. ale za to powstał nowy. Drogowcy chyba tęsknią za plażą, po co tyle tego sypią, przecież śnieg z dróg wyniósł się już na dobre, chyba zwiał przed tym piachem. Z jednego wyjścia na butach przytargałam tyle, że spokojnie mogłabym uklepać babkę. Jak tak dalej pójdzie to za pewne będę mogła postawić sobie na balkonie swoją własną piaskownicę. 

Teraz cierpliwie się modlę, żeby to paskudztwo już stopniało i zrobiło się cieplej. Zimę owszem lubię, ale oglądać za oknem :D

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wciągające plażowe piaski

Mazurek Dąbrowskiego

WC I'm lovin' it