Raj dla introwertyka
Kwarantanna czy jak to woli odosobnienie, kolejny dzień siedzenia w domu. Tak naprawdę przestałam już liczyć ile dni tutaj tkwię.
Rano rozmawiając z mikrofalówką obie doszłyśmy do wniosku, że teraz to dopiero mam raj introwertyka. I chyba jednak to ja nie jestem aż takim introwerytkiem za jakiego się uważałam, bo jednak tak na chwilkę do lasu albo parku chętnie bym wyskoczyła. Czajnik również się ze mną zgadza, że nie ma to jak kawa w dobrej kawiarni. Piekarnik obecnie jeszcze nie uczestniczy w naszych porannych rozmowach, ale chłopak jest bardziej nieśmiały i chyba trzeba więcej czasu żeby się otworzył. Ale jeszcze popracuję nad nim, nie może przegapić kolejnego koncertu symfonicznego organizowanego przez kwiatki*. Był naprawdę piękny. Nikt przecież nie mówił, że introwertycy są całkiem normalni. No i przecież to że lubimy las nie znaczy od razu, że lubimy ludzi, nie ludzi nadal nie lubimy, najlepszy las to pusty las.
I tak codziennie sobie planuję gdzie pojadę z Lubym, jak nas tylko wypuszczą. Na pewno gdzieś, gdzie jest dużo miejsca i przestrzeni. I tak już całą Europę wymieniliśmy. I jako, że już uzgodniliśmy, że słyszę kolory, to kolejnym ciekawym odkryciem jest fakt, że u nas w domu nikt się nie pozabijał. I co dziwne dogadujemy się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, to dopiero jest dziwne. A z Lubym dawno tak dobrze razem czasu nie spędzaliśmy, czyli jednak zamknięcie wcale nie jest takie złe. A ja oczami wyobraźni widziałam krwawą rzeź, a tutaj taka miła niespodzianka. Jednak nie będę musiała usuwać śladów zbrodni i udawać, że nie nie wiem gdzie jest moja rodzina. Nawet pod kątem pracy udało nam się jakoś sensownie pomieszczeniami podzielić, tak, że każdy może spokojnie pracować. Zobaczymy co będzie dalej :) Kiedy to koty postanowią nas wymordować, bo przecież zawsze miał pół dnia dom tylko dla siebie, a teraz jakiś zły człowiek zajmuje ich fotel, kanapę, wchodzi w drogę, krzyczy złaź z tego blatu w kuchni i co z tego, że chwilę się pobawi, jednak człowieków za dużo. W związku z tym bacznie obserwuję czy któryś z futrzaków nie czai się na mnie z jakimś nożem czy siekierą, a na wszelki wypadek odkurzacz** jest zawsze w pobliżu.
Tak spokojnie i powoli mija sobie niedzielne popołudnie, które spędzam odpoczywając po treningu *** siedząc sobie na tarasie i popijając kawę przygotowaną mi przez Lubego****, słuchając całkiem niezłej muzyki z Tidala i klepiąc bloga. Aż chciałoby się powiedzieć, trochę czasu z dala od ludzi i człowiek znów ma wenę.
*Mam same sztuczne kwiatki :)
** Kompletnie nie rozumiem dlatego boją się odkurzacza, pralka ich nie rusza, a też robi sporo hałasu.
*** Co ciekawe trenuje prawie cała rodzina, Młoda i Luby :)
**** Kawa jest wolna od arszeniku i cyjanku, Luby jest po prostu miły, tak tacy faceci naprawdę istnieją i to nie ma nic wspólnego z tym, że od czasu do czasu utnę sobie pogawędkę z czajnikiem, żelazkiem czy mikrofalówką.
Komentarze
Prześlij komentarz