Life is a bitch

Chyba każdemu z nas kiedyś przeszło przez myśl co o nas inni, taka ludzka ciekawość czy próżność. Mnie dane było się tego dowiedzieć, może nie w sposób jaki bym oczekiwała, ale dzięki temu było dość szczególne doznanie, które pamiętam do dzisiaj. I wspominam całą sytuację z uśmiechem.

Jaki czas temu pracowałam w szanownym przybytku zwanym MOPS jako szacowna pani informatyk (czyli przynieś - podaj - pozamiataj - wszystko co ma więcej niż jeden przycisk należy pod informatyka, w tym kuchenka mikrofalowa również). Mało kto wiedział gdzie pracuję, a tym bardziej już na jakim stanowisku. A nie byłabym sobą gdybym nie pracowała na dwóch etatach, bo przecież jeden etat jest taki passe. Więc codziennie popołudniami dobijałam się prowadzeniem firmy.

Sąsiad prowadzący firmę w lokalu obok zatrudnił Panią do prowadzenia papierkowej roboty i przyjmowania Klientów, taką typową sekretarkę przez duże S. Pani była całkiem sympatyczną i nieszkodliwą osóbką (taki york w wydaniu ludzkim) pomijając fakt, że w słowniku obok definicji dziunia na pewno widnieje jej zdjęcie. Full pomarańcz solara, tleniony blond - usmażony prostownicą i za małe obcisłe ciuszki (bo przecież jak kupię rozmiar 36 to samo się schudnie i dopasuje do ubrań*). Na snapach, fb i innych badoopodobnych tworach foty z dziubkiem (co chwilę przybiegała się pochwalić, bo przecież ma koleżankę obok - damn it). I tak sobie spokojnie płynął czas.... aż pewnego pięknego dnia wpadła do mnie do biura niczym tajfun z hasłem, że to ja podobno coś tam w mops robię (więc czas sprzedać kolejne plotki - poważnie?!!). Otóż biedną dziunię - blondunię spotkała tragedia. Otóż dziubasiątko było w mopsie i Panie jej powiedziały, że dzisiaj jej wniosku nie przyjmą, bo informatyk im "czegoś" nie zainstalował. Przez pół godziny miałam przyjemność wysłuchać jakim ten informatyk jest debilem, że takich ludzi w ogóle zatrudniają. Gromy sypały się na głowę biednego informatyka, jaki to z niego nieudacznik i że najprawdopodobniej przez niego też dzieci w Nairobi głodują. Aż by mi go było żal, gdybym to nie ja była tym informatykiem. Laska była tak zapatrzona w siebie, że nigdy nie zarejestrowała, że ja pracuję jako informatyk w MOPS i właśnie od około pół godziny objeżdżając domniemanego informatyka, tak naprawdę objeżdża mnie. Przyznam się szczerze, że sprawiło mi to chorą satysfakcję, nie mówić jej o tym, chwilowy karp nie był wart tego, żeby stracić taką dobra historię do opowiadania :D Ale tak tego zostawić też nie mogłam, przecież skądś informację dostała o tym, że informatyk nie zainstalował "czegoś" tam. 

A zasadą nadrzędną u mnie jest, że co ma być zrobione, ma być zrobione. Więc nie ładnie tak tłumaczyć się zrzucając winę na kogoś innego (licząc, że się nie dowie**). Trzeba więc było sobie następnego dnia co nieco wyjaśnić z koleżankami w pracy, a że kierowniczka działu była moją dobrą koleżanką, to stwierdziłam, że załatwimy to raz od razu, jak zrywanie plastra szybko i bezboleśnie (oczywiście w teorii). Krótko wyjaśniła, co jej pracownice powiedziały petentce i jak pozbywają się problemu, bo czegoś nie zrobiły albo czasu nie miały. Nie ładnie tak uprawiać spychologię, zamiast zwykłego przepraszam. 

Co stało się dalej z całą sprawą w dziale do dzisiaj bym nie wiedziała, ale jakiś czas później wpadło do mnie do biura znów blond solarne tornado. W wersji wściekły pitbull. Otóż co się okazało, panie z MOPS po tym jak dostały od kierowniczki tzw. OPR (a prosiły dziunię o dyskrecję***) postanowiły się zemścić. Sprawdziły ją we wszystkich możliwych systemach i okazało się, że pobrała sporą kwotę nienależnie, bo ukryła przychód w postaci alimentów od męża. I teraz do tego wszystkiego nic nie dostanie, a jeszcze musi sporą kwotę oddać. Cóż life is a bitch. Na nic złości i żale, ale bynajmniej nic jej to nie nauczyło, tym razem pół godziny pomstowała jakie tępe są te pracownice. A do dzisiaj nie wie, że to ja byłam tym informatykiem i czerpię z tego dziką satysfakcję :D

*Swoją drogą szkoda, że to tak nie działa :D
**O ironio, o życiowa ironio. 
*** Ją ?!!! Poważnie??! No weźcie co jak co, ale człowieka o IQ Yorka?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wciągające plażowe piaski

Mazurek Dąbrowskiego

WC I'm lovin' it