Sensoryczny design

Ostatnio wpadłam na genialny w swej prostocie pomysł. Otóż postanowiłam przemalować meble w sypialni na biało, ot aby sypialnia stała się wizualnie większa. Po co kupować nowe, skoro można przemalować? 
Udałam się do marketu budowlanego, wybrałam farbę, w szczególności dopilnowałam, aby była lekko matowa i do stosowania na zewnątrz i wewnątrz, czyli wszystko jak trzeba co do szczegółu. Dla sprawdzenia jak to wyjdzie zaczęłam od szafek nocnych, nie kosztowały fortuny, więc jakby coś nie poszło, to nie będzie mi ich żal. W pierwszej kolejności jak przykazali wszystko ładnie
zmatowiłam, pomalowałam raz i poszłam umyć korytko i wałek. Tutaj spotkała mnie niespodzianka, po przejechaniu ręką po wałku pod wodą, farba nie zeszła tylko ręka została ładnie przemalowana na biało. Paskudztwo okazało się oleiste i wodą ani rusz. W rozpuszczalni się też nie zaopatrzyłam, a jak taka upaćkana miałam się choćby ubrać i pojechać po niego do sklepu? Ale od czego jest peeling :D W życiu nie miałam tak ładnie złuszczonej skóry na rękach, wałek skończył niestety w śmieciach. Nauczona już na błędach, przed pomalowaniem drugiej warstwy kupiłam rozpuszczalnik. Cóż jednak był za mały, czyli peeling witaj ponownie, a na deser aceton. Po dwudziestu minutach jako tako udało mi się jakoś ręce doczyścić, na co Luby z pomyślunkiem przybył, dlaczego nie maluję w rękawiczkach? Jakby to powiedzieć, miałam mord w oczach, nie dość, że sama na to nie wpadłam, to mnie oświecił jak wszytko w łazience przerobiłam na biało, łącznie ze sobą. Ale nie ma co płakać, szafki wyszły bajerancko. Zostawiłam je na noc na balkonie co by wyschły, bo znając nasze koty, byłyby pewnie po chwili znacznie bardziej białe niż z n
atury. 
Następnego dnia niucham, coś ta farba nie wywietrzała, cóż zostawię te szafki na jeszcze jeden dzień i tak dzień za dniem minął tydzień. Niucham, niucham, jest ok. można zanieść do sypialni. Błąd, to był duży błąd, Luby wyczuwał zapach farby, ja jako sensoryk zastawiałam się czy w nocy je przez okna nie wyrzucić. Genialnie sprawdziłam wszystko kupując farbę, poza jedną jedyną rzeczą, czy to cholerstwo ma zapach naturalny czy śmierdzi jakby człowiek mieszkał w fabryce chemicznej, ale wyszła z założenia, że skoro do wnętrz to nie powinno tak śmierdzieć. Cóż mój błąd. Zapachowe świeczki i rozstawianie miski z wodą z solą nic nie dało (porady z netu) szafki nie śmierdzą na kilometr, ale leżąc głową koło nich jest ciężko nie wyczuć zapachu farby. Takim oto sposobem uszczęśliwiłam naszego kota, który dostał idealne miejsce obserwacyjne dla ptaków za oknem. Szafki trafiły do salonu pod okno, gdzie się wietrzą i zabezpieczyliśmy je materacem piankowym od góry przed naszymi futrzastymi przyjaciółmi :D Szafki już drugi tydzień stoją w salonie, a ja nie mam zielonego pojęcia jak je "odzapachować."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wciągające plażowe piaski

Mazurek Dąbrowskiego

WC I'm lovin' it