Górskie promocje

Raz na jakiś czas wybieramy się z Lubym na urlop. Tym razem nasz wybór padł na Zakopane. Jako, że mieszkamy w miejscowości turystycznej uważamy się za ekspertów w dziedzinie "jak nie dać się oskubać". Do teraz wydawało mi się, że wiem na ten temat wszystko. Jednak górale mnie zaskoczyli. Sztukę skubania turystów doprowadzili do perfekcji.

Już pierwszego dnia zostaliśmy oświeceni.

Otóż prawie każdy turysta wybierając się do Zakopanego ma w planach odwiedzenie jakiejś regionalnej karczmy na słynnych Krupówkach, bo jak się potruć na wakacjach to z klasą. Być tam i nie zjeść kwaśnicy czy innego regionalnego specjału typu baranina można by poczytać za profanację. Zawsze unikaliśmy tego typu atrakcji, gdyż z reguły rezerwujemy sobie pensjonat z dostępem do kuchni z wyposażeniem. Tym razem jednak postanowiliśmy skosztować tradycyjnych, góralskich potraw. Na cel wybraliśmy jedną z wielu karczm na Krupówkach, które wdzięczą się nazwami w typie zapiecek, jadło, karczma czy izba. Tradycyjnie przyodziana kelnerka wręczyła nam karty, oczywiście żeby podtrzymać efekt góralskości wszystko w karcie było po góralsku. Niektóre nazwy bliżej do chińskiego miały niż polskiego. Jednak kurczak to ptak więc napis ptok wskazywał że mój wybór będzie trafny. Luby wytypował jagnięcinę. Ceny znośne bo na poziomie dwudziestu, trzydziestu złotych za porcję. I tutaj objawiła się pierwsza piekielność. Przy pobieraniu zamówienia pani kelnerka powiedziała, że to są ceny tylko za mięso, resztę trzeba dobrać i dopłacić w zależności od wyboru od  pięciu do dziesięciu złotych. I tak surówka plus siedem złoty, pyry tak samo. Z dania za dwadzieścia parę złotych zrobiło się nagle danie za czterdzieści. A to już opcja średnio atrakcyjna. Ale z reguły turysta niewiadomy domawia bo to tylko siedem złoty, a faktycznie dziwi się widząc rachunek. Niestety taką praktykę na zawał stosuje większość karczm i restauracji na Krupówkach. Nic dziwnego więc, że w McDonald's schodzi im sto zamówień na godzinę. Jasnym też się dla mnie stało dlaczego dwie trzecie turystów w karczmach siedzi tylko przy piwie. Tutaj tylko sok można dodatkowo doliczyć, dobrze, że nie doliczają za słomki.
Gofiarze też niestety muszą mieć się na baczności, każdy powie mi tak to normalne, że za bitą śmietanę czy dżem do gofra płaci się osobno, ale żeby za każdy owoc? Biorąc gofra z truskawkami i malinami nie zapłacimy za gofra z owocami o nieee moi naiwni. Policzą wam za maliny i tryskawki osobno. Aż słowo na ż... przychodzi na myśl.
Na schroniskach spotkaliśmy się z podobnym procederem, ale tam dzięki Bogu tylko surówki nie były w pakiecie. Więc wybierając się w góry trzeba bardzo pilnować tego co nam oferują cudowne karczmy czy też wszelkiego innego rodzaju restauracje czy cukiernie. Nagminnym jest tam doliczanie po kilka złotych za coś co wydaje się nam że powinno być już wyliczone. A turystów niestety celowo wprowadza się w błąd.

Drugim ciekawym sposobem nabicia turysty jest opcja na wycieczki jednodniowe.

Same wycieczki są niczego sobie i są warte polecenia. Bo firmy te mają z góry pozałatwiane wejścia bez kolejek do różnych na przykład zamków czy jaskiń na Słowacji. Sami w swoich odwiedzinach w ciągu ostatnich dziesięciu lat odwiedziliśmy wszystkie w Polsce i na Słowacji. I tym razem bardzo się zdziwiliśmy, bo sposób na menu z karczmy dotarł również tam. Parę lat temu wykupując taką wycieczkę mieliśmy opłacone wszystko. Obecnie firmy organizujące te wycieczki podają dużym drukiem koszt wycieczki na przykład weźmy na Słowację do jaskiń dużym drukiem w kwocie osiemdziesiąt złotych, ale już niżej malutkim druczkiem piszą dodatkowe koszty. I tak za każdą atrakcję czy wejście do pałacu, muzeum czy też jaskini musimy zapłacić osobno. Po podsumowaniu kosztów z wycieczki za osiemdziesiąt złotych robi się wycieczka za prawie dwieście złotych. Oczywiście za wszystko płaci się już na miejscu docelowym, a jak turysta nie doczyta i niema funduszy, cóż to nie problem, przewodnik pożyczy i odda mu się po powrocie.

Przykładów tego typu działania można by mnożyć. Jak na przykład podawanie przez pensjonaty kwoty za pobyt do której trzeba doliczyć potem jeszcze plus sto czy więcej złotych za sprzątanie czy inne cuda z których nie można zrezygnować. Nam się udało tego uniknąć, ale wielu turystów pada ofiarami takich praktyk bo w swym przyzwyczajeniu nie przyjdzie im na myśl, że można tak porozbijać płatności. I mimo, że sami mieszkamy w miejscowości mocno turystycznej byliśmy tym bardzo zdziwieni. Na koniec żartowaliśmy nawet, że dziwne, że za podkładki pod piwo lub sztućce osobno nie doliczają.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wciągające plażowe piaski

Mazurek Dąbrowskiego

WC I'm lovin' it