Z cyklu poradnik amatora, czyli zwiedzamy coś pierwszy raz.
Od jakiegoś czasu rozsmakowaliśmy się z Lubym w wyjazdach, zwiedzaniu i odkrywaniu nowych rzeczy. Staramy się nie wracać do tego samego miejsca zbyt szybko i ciągle szukać nowych miejsc. Stąd powstał pomysł, żeby opisać na blogu co nam się udało odkryć, zobaczyć, może ktoś podąży naszymi śladami.
Pandemia zmusiła nas do odkrywania piękna Polski i nic, z nic nie żałujemy. Jak to znane przysłowie mówi: "Cudze chwalicie, swego nie znacie".
Odcinek pierwszy Pieniny - Sokolica
Od zawsze kojarzyłam Pieniny ze Szczawnicą i spływem Dunajcem. Przeglądając twarzoksiążkę natknęłam się na którejś z grup na piękne zdjęcia widokowe Tatr, z góry Wdżar. Jakież to było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że owa góra znajduje się w Polsce w Pieninach. Szybka decyzja i nasz tygodniowy urlop nie zostanie spędzony w domu na lenia (pewnie i tak bym maksymalnie wytrzymała pół dnia), a pojedziemy w Pieniny - po raz pierwszy w życiu.
Przejrzeliśmy dostępne opcje i zdecydowaliśmy się na niedużą miejscowość Krościenko nad Dunajcem. Dzięki temu, że mieści się obok Szczawnicy, jest tam cicho, ustronnie i można wypocząć od hałasu miasta, a do szlaków na Trzy Korony i Sokolicę jest wręcz rzut beretem. Do Szczawnicy jest 7 minut samochodem, a dla dopełnienia szczęścia przez Krościenko przepływa Dunajec obok którego wybudowana została ścieżka rowerowo - spacerowa. Miejscowość więc pomimo swojego spokoju jest doskonałym miejscem wypadowym i przystanią na wypoczynek po wyczerpujących wędrówkach.
Nauczeni z Lubym wieloletnich wyjazdów w Tatry, totalnie inaczej wyobrażaliśmy sobie Pieniny, bynajmniej ja byłam przekonana, że to lekko pagórkowate parki do spacerowania. Nic bardziej mylnego. Co prawda Pieniny różnią się przede wszystkim tym od Tatr, że gdy w Tatry wyruszamy o świcie i wracamy przed zmrokiem to tutaj możemy spokojnie wyjść po dziesiątej i będziemy na szesnastą na obiad z powrotem. Trasy są krótkie, ale intensywne. W Tatrach na pokonanie wysokości mamy o wiele więcej czasu, Pieniny są szybkie i intensywne. Ale osobiście uważam, że jednak widoki są o wiele bardziej zapierające dech w piersi.
W Pieninach warto zwrócić uwagę na pogodę, gdyż deszcz niestety sprawia, że na szlakach jest mnóstwo błota i kamienie z których w większości zbudowane są szlaki robią się ogromnie śliskie. Więc pierwszą, podstawową zasadą są dobre! podkreślam dobre, buty typu górskiego, najlepiej wodoodporne. Dodatkowo najbardziej pożądanym przez nas widokiem jest panorama Tatr, a podczas niepogody często jest przesłonięta chmurami.
Na pierwszy ogień więc poszła Sokolica, większości znana ze słynnej sosenki. Sosenka niestety uległa połamaniu, ale władze parku pomagają jej odrosnąć. Została zabezpieczona specjalnymi łupkami z myślą, że może jednak jej się uda ponownie być tą piękną, majestatyczną sosenką. Nie będę tutaj zanudzać o historii i pochodzeniu nazwy itp. tego jest wiele w przewodnikach i każdy może sobie to przeczytać. Dobrą praktyką, której przez wiele lat się nauczyliśmy jest branie ze sobą ciepłych kurtek i bluz, nawet jeżeli na tzw. dole jest gorąco. U góry potrafi wiać tak zimny wiatr, że aż kości zaczynają dygotać. Tak więc jak ktoś tak jak ja liczy na powolny, nudny spacerek to szybko się zdziwi po piętnastu minutach, ze musi się drapać stromo pod górę, oczywiście od razu zapowiedziałam, że mam dość i to ostatnia góra w tym urlopie (kto mnie zna to wie, że gadanie gadaniem, a przez kolejny tydzień obskoczę wszystkie inne góry, ale co pogadam to pogadam).
I tym razem Luby był bohaterem domu, jak już wspomniałam to nie Tatry i jakież było moje zdziwienie, kiedy przed wejściem na sam punkt widokowy zastaliśmy budkę z opłatą 6 zł za bilet normalny, 5 za ulgowy - płatność tylko gotówką. Można się nieźle wkurzyć, drapiąc się w górę jakąś godzinę i stwierdzić, że ma się tylko kartę. Każdy Tatromaniak przekonany jest, że takie budki znajdują się na wejściach do parku, a nie przy końcu wędrówki. Dzięki bohaterowi domu jednak mogliśmy podziwiać słynną sosenkę, panoramę Tatr i Dunajec. Na posiedzenie na górze jednak nie ma co się zbytnio nastawiać, gdyż są to przeważnie skały, wieje tam silny i zimny wiatr, a do tego jest mało miejsca zapchanego turystami.
Schodzi się za to o wiele szybciej i przyjemniej o ile nie schodzi się tak jak my po deszczu :) wtedy to jest istny test środka ciężkości i umiejętności zachowania równowagi.
Na pierwszy dzień jest to idealna wyprawa, aby po niej spokojnie odpocząć i nabrać sił przy grillu w ogrodzie tam gdzie się zatrzymaliśmy, huśtając się w przytulnym hamaku, aby wieczorem wybrać się na jeden z wielu punktów widokowych w pobliżu, aby podziwiać panoramę Tatr o zachodzie słońca.
Komentarze
Prześlij komentarz