Poradnik travelmaniaka - Pieniny odcinek 2
Z cyklu poradnik amatora, czyli zwiedzamy coś pierwszy raz.
Pieniny - słowo się rzekło więc ciąg dalszy tygodniowej wyprawy w Pieniny. Pierwszy dzień zakończyliśmy wyprawą na zachód słońca z przygodami, ten wpis już popełniłam :) *
Drugi dzień postanowiliśmy spędzić również intensywnie, aby wykorzystać siły które nam jeszcze pozostały.
Kierunek - Trzy Korony
Tutaj również trzeba pamiętać, że budka z opłatą za wejście na taras widokowy na Trzech Koronach znajduje się tuż przy samym wejściu na taras. Nie jak to bywa w Tatrach, tutaj musimy pamiętać, że opłata jest tylko gotówką i to przy samym końcu naszej wyprawy. Trochę szkoda by było drapać się półtorej godziny tylko po to żeby zawrócić nie osiągnąwszy celu. Ceny typowe 5 zł bilet ulgowy i 6 zł za normalny. Na sam szczyt musieliśmy jeszcze przejść kawałek do metalowej konstrukcji, ale to już żadne wyzwanie, bo to typowe schody.
Na górze rozciąga się przepiękna panorama na na dolinę Dunajca, Beskid Sądecki, Gorce i Tatry. Koniecznie należy pamiętać o ciepłym ubraniu bo tam naprawdę potrafi wiać, a w lato o kremie z filtrem, bo mimo wiatru można tam się szybko spalić na węgielek. Nam udało się trafić w okresie kiedy było naprawdę mało innych turystów, więc platformę mieliśmy tylko dla siebie i mogliśmy podziwiać widoki do woli, chociaż mocny wiatr skutecznie nas przekonał, że czas już zejść i może udać się na jakąś dobrą, ciepłą herbatkę do schroniska Trzy Korony. Po drodze na sam szczyt nie mijaliśmy tego schroniska więc zastanawialiśmy gdzie ono może znajdować,
gdyż wszelkie poradniki wspominają, że takowe istnieje. Pani z punktu poboru opłat podpowiedziała nam, że z punktu widokowego należy skręcić w szlaki na Łapsze Niżne, a nie na Krościenko. Szybka weryfikacja czasu, uuu mamy go dużo no to idziemy. A co nam szkodzi, byle przed siebie. Zejście przez las nie należy do najłatwiejszych niestety po deszczu, mimo typowo górskich butów, poruszaliśmy się tempem mrówek. Po zejściu dotarliśmy do wąwozu i tutaj dopiero jest zasięg, niestety jak to w naturze bywa, należy zaopatrzyć się w mapy czy to offline czy to jakiś przewodnik, gdyż często jest brak zasięgu. Po szybkiej weryfikacji, że zbiera się na deszcz / burzę, a do schroniska mamy jeszcze około 10 minut plus czas tam na zjedzenie czegoś i powrót przez górę albo w deszczu i burzy albo drogą jedyne dwadzieścia, tak dwadzieścia! kilometrów (achaa i nie liczcie na pks ani nic tego typu - tam nic takiego nie jeździ). Zadowoliliśmy się czekoladą (zawsze noszę zapas podręczny w plecaku na wszelki wypadek) i ruszyliśmy w drogę powrotną (nie muszę tutaj dodawać, że pogoda jest złośliwa i za jakiś czas było piękne słońce).
Do apartamentu dotarliśmy akurat kiedy czekał na nas pyszny, domowej roboty sok z arbuza ;)
*Link: Wyprawa ku słońcu
Komentarze
Prześlij komentarz