Biurowa masakra nożykiem do tapet
Miejsce akcji: Biuro
Osoby: Ja i śmiercionośne narzędzie zagłady, czyli nożyk do tapet.
Czas akcji: szybko
Akcja:
Dzień jak co dzień. Nic oprócz demonicznie unoszącej się mgły za oknem, nie zwiastowało nadchodzącej tragedii. Niczym poranna wróżka po tygodniu zbierania nektaru z kwiatków ochoczo przybiegłam do pracy.
Może to ta pogoda, a może fakt że to już piątek wprawiło mnie od rana w doskonały humor z zapałem do wykonywania wszelkich obowiązków i prac, zarówno tych możliwych jak i tych pod tytułem znowwuuuu...
Nie tracąc cennego czasu (bo im szybciej się uwinę tym szybciej będzie kawusia) zabrałam się do sprzątania, pucowania i porządkowania biura.
Jak to zwykle w życiu bywa, przeklęte skrzaty które to zalęgły mi się za grzejnikiem, nudząc się w nocy stępiły mi nożyk do tapet (a jest do narzędzie niezbędne w mej pracy). Oczyma duszy widziałam już źle docięte materiały, być tak nie może toć to hańba!!!
Oglądając to cudo z tyłu, przodu, góry, w 3D, w 6D i ogólnie wielo - mam to w D, odkryłam końcówkę, Taką zwykłą końcówkę plastikowej obudowy. A ponoć z dziad pradziada legenda głosi, że tą końcówką można łamać ostrze, aby znowuż było ostre niczym miecz samuraja. Gdzieś w czeluściach mego mózgu (tak też się czasem dziwię, że go mam) zrodził się pomysł, opłakany w skutkach co się później okaże, że może i by tak tą końcówką złamał ostrze??? Hmmmm Osz ja głupia i naiwna, osz ja gęś.
Wszechświat chyba w tym momencie postanowił mieć czkawkę i czknąć najmocniej jak potrafi, aby to demoniczne narzędzie mordu wbiło się w mój piękny paluszek. Nożyk czerwony, tylko hmmm, lakier z niego spływa czy jak? Po chwili wszystko stało się jasne, że to szanowne moje płyny ustrojowe postanowiły w tempie mega tele ekspresss, masakra teksańską piłą mechaniczną, opuścić moje ciało. Nigdy im aż tak spieszno nie było.. Niczym okruszkami chleba udało mi się utworzyć ścieżkę po której każdy na pewno by do mnie dotarł.
Tutaj akcja potoczyła się jeszcze szybciej, jednym słowem było jak na światach, dłuugo i czerwono, ale w końcu 4 warstwy plastra, ręcznika i modły pomogły
Małżonek mój chcąc pomoc nieść, wpadł i zmarł patrząc na mnie, czy przypadkiem nie mam nowego hobby - ćwiartowania na kawałki, biuro niczym pole po bitwie pod Grunwaldem się jawiło. Aby nie zanudzać, wszystko dobrze się skończyło.
Morał tylko jeden z tego mam, co masz zrobić w piątek, zrób w poniedziałek, po co na weekend mieć poharatane palce
Komentarze
Prześlij komentarz