Gdańszczyzna cz. 2
Cześć 2
Walka o miejsce niczym bitwa pod Grunwaldem. Miecze, kopie i te sprawy. Kółko za kółkiem, jak w filmie napis pod obrazem 30 minut później, widzę światełko w tunelu, taaaak ktoś wyjeżdża. Kieruneczek w lewo i czekamy..... "szanowny Panie z bmw to moje miejsce" ha nie ma to jak lekko odrapana Hania. Pańcio ze srebrnego, nówka sztuka, wiecznie garażuję bmw przeliczył zyski i straty i stwierdził że jednak na hamm.... pchać się nie będzie i ustąpi miejsca kobiecie, szanując fakt że była pierwsza. Pewnie pod nosem mamrotał uprzejmie proszę bardzo, co za miły człowiek Podeszłam ja do drzwi jak Kargul do płota i cholera jasna gdzie jest jakaś przeklęta kawa. Jak dziecko na pasach, w lewo - ciuchy, w prawo - ciuchy, w lewo - taaak znowu ciuchy. Z pomocą przyszedł jak zwykle niezawodny GPS, jak psi ratownik potrafi kawę z kilometra wywąchać to znaczy znaleźć. Nektar bogów z syropem waniliowym ożywił me ciało i umysł niczym eliksir młodości. Na skrzydłach kofeiny przebyłam doliny obuwnicze, wzgórza restauracyjne i zatoki jubilerskie, w parę zakątków zajrzałam co by nabyć troszkę zbytków. A że wszystko co dobre szybko się kończy, a z tym fundusze na moim koncie, trzeba było rozejrzeć się za wyjściem z jaskini rozpusty. GPS mrucząc coś o wielbłądzie i jucznych zwierzętach skierował mnie uprzejmie do wyjścia, chyba będę musiała go do zoo zabrać. Po krótkiej zabawie w puzzle z bagażnikiem, ruszyłam w stronę wyjścia grzecznie podążając za znakami świetnymi. Deja vu powitało mnie w postaci bramki i żółtego pudełeczka. Tylko to pudełeczko pożerało bileciki. Wsunęłam więc mój bilecik w jego pyszczek, ha mówiłam że nie zgubię, wypluł hmm, no to spróbujemy odwrotnie, wypluł, czyżby bilecik za słony??? A zaraz zaraz coś tam jest napisane, a no tak przekroczono czas i trza dopłacić. Na daremno szukać w żółtym pudełku miejsca na bilon, nie ma i koniec. Z przodu bramka, z tyłu ups korek już urósł. Hmm jak trwoga to do GPS. GPS po konsultacji z bazą danych w NASA, ESA itd. Stwierdził że należy się udać na powrót do jaskini rozpusty i tam uregulować należności, a ja mam zaczekać. Z początku pomysł nawet mi się spodobał, lecz po jakichś 5 minutach, zaczęłam się zastanawiać kiedy kierowcy z korka za mną zaczną wyjmować polana z bagażników i z przyśpiewką hej ho he ho na stos by się szło, będą wciskać mi je pod samochód. W takich sytuacjach zawsze magicznie znajdą się piwo i kiełbaski bo przy okazji grill się zrobi itd. Tylko że nie za bardzo bawi mnie trzymanie jabłka w zębach jako główna atrakcja na tym grillu. Już czułam zapach marynaty kiedy mój GPS niczym strażak przybył mi na ratunek dzierżąc w dłoni bilet niczym ogień olimpijski. Tym razem żółte pudełeczko zjadło go ze smakiem i przysięgłabym że słyszałam nawet mlaśnięcie. Bramka niczym sezamie otwórz się uniosła swe wrota i mogłam powrócić do zwyczajnego życia pod tytułem " patrz tramwaj, cholera ludzie, w lewo ooo, lewooo, ooo a może coś zjemy - noo nie znowu galeria????!!!
PS. Przynajmniej kawa była smaczna
Komentarze
Prześlij komentarz