Gdańszczyzna
Miejsce akcji: Gdańsk - jakaś wielka galeria
Osoby: Ja i czarcie narzędzie zwane bramką parkingową
Czas akcji: a dłużyło się jak chol...
Osoby: Ja i czarcie narzędzie zwane bramką parkingową
Czas akcji: a dłużyło się jak chol...
Ja i mój szanowny małżonek, chociaż zastanawiając się nad tym głębiej, jednak to tylko mój szanowny małżowinek wpadł na pomysł weekendowegto wypadu. Cel Gdańsk, Gdynia & Sopot.
Zapakowali się w Hanię i pojechali. Ja i mój żywy GPS, z reguły nieomylny, acz bardzo nerwowy (to tak jakby zamiast Hołowczyca wgrać sobie głos dowódcy z wojska). Tutaj nie było : na następnym skrzyżowaniu skręć w prawo, skręć w prawo, zawróć wyznaczam nową trasę" - tutaj było "zaraz skręć w prawo, no skręCCAAJJJ, jużżż, ku... mówiłem skręcaajj, co za głupi GPS... , demony, szatany, diabły i inne belzebuby, .... " - hmm ile jest za morderstwo? hmmm. Ni mniej ni więcej po paru miłych i uprzejmych wymianach zdań z ukochanym dotarliśmy do celu. Pierwsza myśl - idąc z wyciągniętymi ramionami przed siebie - KAWYYYY.... - o takkk. Tylko gdzie tutaj dobrą kawę wyczarować, jak jedyne co widziałam przez hotelem to stadko kotów? No cóż pozostaje namierzyć jakąś galerię, zapewne tam coś będzie. To wróćć do auta i jedziemy, GPS ładnie i grzecznie mnie kieruje, co jakiś czas dając sygnały dźwiękowe w stylu: Uważaj tramwaj, cholera jasna nie po ludziach itd., wymieniłabym na inny ale dobrze przed fotoradarami ostrzega Przez 15 minut czułam się jak minotaur, nie nie że kopyta i te sprawy, tylko Gdańsk jest jak labirynt, tu w lewo, tam w prawo, tu zawróc, tu znowu lewo, prawo, jakbym się uparła i ciągnęła za sobą nić to i dobry sweter by wyszedł ściegiem krzyżykowym. Ni mniej ni więcej w końcu dotarliśmy do Galerii, poza tym nie dało się nie zauważyć jak napis GALERIA jawił się z oddali niczym gwiazda betlejemska. Skręcając na parking wydawało mi się że zauważyłam coś odnośnie opłat, ale mój wszechmocny i wszechinteligentny GPS* poinformował mnie że to tylko ilość wolnych miejsc na parkingu. OK niech Ci będzie. Jedziem do góry i jedziem i stajem przed brameczką i żółtym pudełeczkiem plującym bilecikami. Przyjęłam ten hojny dar w postaci bilecika z pouczeniem GPS - tylko nie zgub. Walka o miejsce parkingowe, niczym pod Grunwaldem...
Zapakowali się w Hanię i pojechali. Ja i mój żywy GPS, z reguły nieomylny, acz bardzo nerwowy (to tak jakby zamiast Hołowczyca wgrać sobie głos dowódcy z wojska). Tutaj nie było : na następnym skrzyżowaniu skręć w prawo, skręć w prawo, zawróć wyznaczam nową trasę" - tutaj było "zaraz skręć w prawo, no skręCCAAJJJ, jużżż, ku... mówiłem skręcaajj, co za głupi GPS... , demony, szatany, diabły i inne belzebuby, .... " - hmm ile jest za morderstwo? hmmm. Ni mniej ni więcej po paru miłych i uprzejmych wymianach zdań z ukochanym dotarliśmy do celu. Pierwsza myśl - idąc z wyciągniętymi ramionami przed siebie - KAWYYYY.... - o takkk. Tylko gdzie tutaj dobrą kawę wyczarować, jak jedyne co widziałam przez hotelem to stadko kotów? No cóż pozostaje namierzyć jakąś galerię, zapewne tam coś będzie. To wróćć do auta i jedziemy, GPS ładnie i grzecznie mnie kieruje, co jakiś czas dając sygnały dźwiękowe w stylu: Uważaj tramwaj, cholera jasna nie po ludziach itd., wymieniłabym na inny ale dobrze przed fotoradarami ostrzega Przez 15 minut czułam się jak minotaur, nie nie że kopyta i te sprawy, tylko Gdańsk jest jak labirynt, tu w lewo, tam w prawo, tu zawróc, tu znowu lewo, prawo, jakbym się uparła i ciągnęła za sobą nić to i dobry sweter by wyszedł ściegiem krzyżykowym. Ni mniej ni więcej w końcu dotarliśmy do Galerii, poza tym nie dało się nie zauważyć jak napis GALERIA jawił się z oddali niczym gwiazda betlejemska. Skręcając na parking wydawało mi się że zauważyłam coś odnośnie opłat, ale mój wszechmocny i wszechinteligentny GPS* poinformował mnie że to tylko ilość wolnych miejsc na parkingu. OK niech Ci będzie. Jedziem do góry i jedziem i stajem przed brameczką i żółtym pudełeczkiem plującym bilecikami. Przyjęłam ten hojny dar w postaci bilecika z pouczeniem GPS - tylko nie zgub. Walka o miejsce parkingowe, niczym pod Grunwaldem...
Część II jutro
* Sam mi to kazał napisać pod groźbą zaprowadzenia w bagno następnym razem
Komentarze
Prześlij komentarz