Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2015

Poszukiwany/poszukiwana w szpitalu

Obraz
Pozostając w klimacie leczenia, lekarzy i służby zdrowia, przypomniała mi się historia, która przydarzyła się mnie i mojemu lubemu dość niedawno. Nie będzie krwawo :) Było już późne popołudnie. Luby przyszedł do mnie do biura i pokazuje mi swoje oko. Oko jak oko, czerwone jak u królika z powodu nadużywania komputera. Ale pokazuje, że nie, nie o to chodzi. Tylko o tą taką krotkę przy spojówce. A faktycznie, jakby mu tak dziwnie powieka spuchła, tak na 50%. Jedna część normalna, druga jakaś taka większa. Jakby się nie mogła określić, spuchnąć czy nie. Okulista ze mnie marny, więc jak się nie znam to nie grzebię, zwłaszcza, że w pracy mego lubego oczy to podstawa. Brak nóg czy rąk jakoś da się ogarnąć, ale ślepy informatyk??? To chyba by nie przeszło. No nic, patrzę na zegarek, późno się robi, no nic pojedziemy na dyżur lekarski, dadzą mu jakieś kropelki czy maść i po sprawie. O naiwna ja istota. Zanim się zebraliśmy było dość późno, coś koło 22. Podjechaliśmy pod placówkę cudó...

Dr TV & Dr Google

Obraz
Przekonałam się właśnie, że żyjemy w kraju w którym to człowiek musi się zdiagnozować sam, używając internetu i telewizji. Mówi się, że to mit. Cóż mnie ten mit spotkał... Od wielu lat choruję na pewną przypadłość, tutaj to mało istotne i nie, nie chodzi o żadne psychologiczne aspekty. Tego u mnie to już nie da się wyleczyć. Ale dość samokrytyki. W sumie to od dzieciństwa. Nie jest to aż tak bardzo uciążliwe i ma postać nawracającą, ale nikt nie lubi jak coś go nęka. Przez całe życie przeszłam komplet badań. Nakłuwali mnie systematyczne, wysysając moje życiodajne płyny. Prześwietlali od góry do dołu. Usg też mnie nie ominęło, aż dziw, że gps na mnie nie próbowali. Specjaliści mnie oglądali i wysyłali na różne dziwne z nazwy badania.  W pewnym momencie mogłam się poszczycić małym stosikiem wyników badań i niezłą znajomością leków związaną z moją przypadłością. Stałam się ekspertem po prostu. Ale co mi z tego wszystkiego, wszystkie badania, wszyscy specjaliści twierdzili zgo...

Zagruchaj mi koteczku

Obraz
Słoneczny poranek. W najlepsze leżę sobie w łóżeczku pod milusią, cieplutką kołderką. Przez szparę w roletach przesącza się słońce i rozświetla sypialnię. Jak mi się nie chce wstawać, ale oceniając jak mocno słońce świeci, to już pora.  Z przedpokoju słyszę gruchanie kota. Tak, nie mruczenie czy miauczenie tylko gruchanie. Starszy sierściuch przejawia dwie opcje, nasłonecznianie i wciąganie. Czyli 99% leży na słońcu w salonie, a 1% to siedzi przy misce. Za to młodszy, półroczny, ma dziwne nawyki. Oprócz trzeszczenia, grucha w najlepsze. A co jeszcze bardziej ciekawe, jego gruchanie ma sens, czyli jeżeli coś chce to robi to w sposób - rusz dupsko, a jeżeli jest nieszczęśliwy, to brzmi tak jakby mu powiedzieli, że czas wyczesać futro. To gruchanie jest nawet zabawne, dopóki nie brzmi jak pretensja. Więc słyszę gruchanie. Ale zaraz zaraz, on nie grucha bez powodu. W domu nikogo nie ma, wszyscy poszli sobie do pracy lub szkoły, ja się więc lenię, ale dlaczego ten przeklęty kot ...

Ameryka na nowo odkryta

Obraz
W życiu nie podejrzewałam, że pisanie bloga to tak cholernie niebezpieczne zajęcie. Muszę się koniecznie zgłosić do jakieś instytucji, która wypłaca dodatek za niebezpieczne prace. Bo tak to już bywa, Amerykę ponownie okrywam, że większość z nas nie lubi być krytykowanym. Czyli prawda w oczy kole i okulary tutaj nic nie dadzą. Lepiej postawić przed sobą lustro i zapytać się swojego odbicia, czy jestem fair. Jak odbicie odpowie, to albo się obudzić, albo pójść do specjalisty po pomoc.  Jeżeli jednak nie odpowie to spojrzeć sobie głęboko w oczy, tylko nie za głęboko, bo jeszcze można swoją duszę zobaczyć, a to może boleć (toć mówi się oczy są zwierciadłem duszy) i odpowiedzieć szczerze. Jeżeli odpowiedź brzmi nie, nie jestem fer do ludzi, to nie ma co się dziwić. Czas nad tym popracować i nie płakać, że ktoś kogoś obsmarował w internecie. Na tym polega ironia. A ja już szukam kamizelki kuloodpornej w internecie i chyba jakiś hełm sobie dorzucę. I koniecznie bejsbola kup...

Zagubieni w wielkim mieście cz.1

Obraz
Warszawa ok. 9 am - dzień pierwszy - Luby (Kowalski) & Ja W związku z pretensjami, że teksty są za krótkie i człowiek po rozpędzeniu już widzi koniec jak w kołobrzeskiej mega hiper galerii Hosso, ten tekst będzie dłuższy. No to zaczynamy..... Nigdy nie można liczyć na nasze słynne pkp. Jak ma być o czasie to się spóźnia, a jak ma się spóźnić to cholera jest o czasie. I takim to cudem dojechaliśmy co do minutki, czyli o piątej trzydzieści rano. Co tutaj robić? Myśl, myśl... Czas poszukać Starbucksa. Po wlaniu w siebie pół litra kawki ze Starbucks, tego nigdy nie odpuszczę, posiedzieliśmy jeszcze chwilę i zauważyliśmy, że magicznie przeleciały nam ponad dwie godziny. Odpaliliśmy dalekoczłapy oraz gps i ruszyliśmy w stronę hotelu. Po około 20 minutach przekonałam się, że nie należy ufać mojemu gps-owi, chyba widocznie też postanowił sobie zrobić wczasy. Wyprowadził nas troszkę nie w tą stronę, znaczy się w przeciwną. W tył zwrot i po mapie w gpsie powoli dot...

Nocna jaskinia wiśniowych ludków.

Obraz
Wariaci już tak mają, że za długo w miejscu nie usiedzą. A ponadto ja należę do tej kategorii wariatów, która nie lubi stałości. Czyli tysiąc fryzur i dwa tysiące kolorów włosów, co rusz inne paznokcie itd. przekłada się to też na moje otoczenie. I tak więc po wizycie w Warszawie i spędzeniu kilku nocy w apartamencie, zachorowałam na jasny kolor w sypialni. Obecnie posiadaliśmy kolory ciemny brąz i słoneczna plaża (mnie ta słoneczna plaża to bardziej pasowała na ratanowy fotel, ale niech będzie).  Nie mogąc zasnąć w nocy, rozmyślałam i rozmyślałam i powzięłam postanowienie, jak tylko wrócimy to przemaluję sypialnię. Rano podzieliłam się tą myślą z lubym, nie zdziwiła mnie jego reakcja. Westchnienie i zez, kiedyś mu ten zez zostanie :) Luby na tyle mnie zna, że wie, że nawet jak mi nie pomoże, to wezmę wałek, kuwetę i sama zabiorę się za malowanie ;) Z tym postanowieniem wróciłam z Warszawy. Nie mogłam się już doczekać, kiedy to moja jaskinia ciemności zamieni się...

Żywiec jabłkowo - etylowy

Obraz
Jedziemy..... jedziemy... stacja .... jedziemy... tak w skrócie można opisać początek naszej wielkiej wyprawy do wielkiego miasta. A no tak zapomniałam napisać gdzie jedziemy. Otóż jedziemy do największego miasta z wielkich Polskich miast, słynnego z tęczy i imprez pod pałacem prezydenckim czyli do Warszawy. Wszystko co dobre szybko się kończy, więc do mnie i lubego do przedziału dosiedli się inni podróżni. Ale nigdy nie oceniaj książki po okładce, bo można się mocno zdziwić. Nasi współpodróżni na pierwszy rzut gałki ocznej wyglądali na lekko zdemobilizowanych sześćdziesięciolatków.  Pierwsza myśl jaka mi się nasunęła po pierwszych dziesięciu minutach rozmowy, to jasna cholera tak będziemy z lubym za trzydzieści lat wyglądać. Wyglądać w sensie zachowywać. Takie nasze starsze odbicie lustrzane. To jednak można mieć bardziej złośliwy dowcip i tutaj spojrzałam w stronę lubego. Rozmowa potoczyła się w kierunku jak to zwykle bywa tematu kto gdzie jedzie i w jak...

Pociąg pociągiem koleje pogania

Więc cóż stało się. Kowalski ustalił opcje, spakowaliśmy się i w drogę. Pierwsze znaki na niebie i ziemi jednak nie zapowiadały szczęśliwej podróży. Najpierw luby odśnieżając Hanię złamał jej antenkę. Potem zapomniał mi powiedzieć, że zamek od strony kierowcy zamarł. I cóż, że kobieta ze mnie jak Wiking to pchając kluczyk do dziurki solidnie go zagięłam.  Uff dzięki bogu zrobiłam to już przy stacji, gdzie truptaliśmy na pociąg. Ni mniej ni więcej postanowiłam się tym nie przejmować, wrócę będę myśleć co z tym fantem zrobić.  Obładowani jak osiołki juczne, bo przecież ja nie mogę jechać bez prowiantu, a nóż widelec się pociąg w szczerym polu zatrzyma. Osiem kanapek to minimum i termos pełen gorącej herbaty. Do tego coś słodkiego, coś ostrego i mamy piękny pakunek do targania.  W drzwiach pociągu powitał nas pan konduktor. Oczywiście widząc bilet kupiony elektronicznie, poprosił o potwierdzenie tożsamości dodając z uśmieszkiem nadziei, że jak nie ma to trzeba...

Pięknie kur..(opatwa) .... pięknie

Obraz
Miejsce akcji: Internet Osoby: Ja & Luby-Kowalski Czas akcji: wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek Dzisiaj o tym jak nie powinno się nic na ostatnią chwilę odkładać i o tym, że prawie zawału dostałam... Zaplanowaliśmy sobie, że w naszego mini urlopu wrócimy autobusem. Ale przeklęta pogoda pokrzyżowała nam plany. Luby słusznie stwierdził, że przy takiej sytuacji na drogach lepiej wracać pociągiem. W sumie tym razem musiałam mu przyznać rację, poza tym nie bez znaczenia okazał się fakt, że autobusem musielibyśmy się dwa razy przesiadać. Niech żyje cywilizowany kraj Polska. Czyli jednak pociąg, bleah. Zasiedliśmy przed laptopem w łóżku i zabraliśmy się za rezerwację. Wybieramy godzinę, datę, miejsce początkowe i końcowe, aaa tutaj system pluje, że miejsc nie ma. Jak ty? Czyżby raptem Polacy postanowili tłumnie zakochać się kolejach państwowych, mimo ich dewizy "sorry taki mamy klimat"? Sprawdzamy jeszcze raz. System na upartego pluje, że miejsc nie ma ...