A niech to kot kopnie
Młodszy sierściuch jakimś cudem pozbył się kawałka futra na karku. Jak on to zrobił nie wiem, może podglądał Młodego jak się golił i sam spróbował? Kto go tam wie.
Tak czy siak pomyśleliśmy, że dobrze by go wetowi pokazać.
Otworzyliśmy przed nim wrota kociego transportera, o dziwo wpakował się tam chętnie. Starszy Niko, stał z boku z miną pt. frajerze nie wiesz co cię czeka, hehe dobrze, że to nie ja. Pomachaliśmy mu na do widzenia i całą familią niczym na pielgrzymkę udaliśmy się do kociego doktora.
Sierściuch w gabinecie grzecznie wyszedł na stół lekarski i dał się obejrzeć, nadal niczego nie podejrzewając. Myślałam, że spróbuje się ewakuować czy nawiać, a ten jakby nigdy nic rozglądał się szukając jakiego owada do wszamania. Tylko podziwiać, apetyt u lekarza hmmm. Nie znalazłszy nic do skonsumowania, zauważył umywalkę. Usilnie próbował się do nie wpakować. Ot pacjent.
Podczas gdy ja próbowałam mu wyperswadować, że to umywalka to nie taka w domu, pani doktor przygotowała dla niego zastrzyk. Standardowo zapytała się Młodego czy życzy sobie rękawice, hehe. Jeżeli ktoś lubi koci piercing to pewnie by nie skorzystał. Poprosiła o przytrzymanie kotła i zapodała mu pierwszy zastrzyk. Oj nie był zadowolony, płacz, miaukanie jakby mu miskę z jedzeniem kradli. Tragedia i rozpacz. Za to do transportera wparował w tempie nad świetlnym, przynajmniej z tym nie było problemu. Pouczenie zostaliśmy, że będzie osiowały i ospały. Oj jak mnie to ucieszyło. Mimo, że kocham tego narwańca ponad wszystko i nie wyobrażam sobie już życia bez niego, ale chwila spokoju od czasu do czasu się przyda.
Takie małe wytchnienie od galopującego futra przez dom, wpadającego co chwilę pod nogi lub na kogoś. Siedzącego obok mnie na krześle przy stole z miną kota ze shreka, kiedy jem obiad. Chwila odpoczynku od gruchacza który, gdy tylko słyszy drzwi od łazienki lub toalety to już stoi na umywalce i ostentacyjnie oczekuje odkręcenia wody. I od tego samego wariata, który notorycznie siedzi pod szafą w sypialni i zawodzi ałaaaaa i ałłłl ( leniowi się nie chce całego miauuu używać), bo wie, że u góry jest jego wędka do zabawy, którą jak złapie ciągnie z podniesionym łepkiem przez cały dom, niczym nagrodę nobla lub Oskara.
Taaa niedoczekanie moje. Gdy tylko weszliśmy do klatki, otworzyliśmy mu drzwiczki od transportera, pognał do domu jakby go stado psów goniło. I ani troszkę przez całe popołudnie nie był osowiały ani ospały. Standardowo próbował wyłudzić ode mnie kawałek obiadu, powył pod szafą, wlazł na stół, wsadził łeb w bzy, aby co się wody napić i biegał jak diabeł tasmański po całym domu.
Cóż imię JJ zobowiązuje......
Komentarze
Prześlij komentarz