Dziecinna interwencja
Ostatnio w związku z dorastaniem młodej i zbliżającą się erą gimnazjum przypomniała mi się pewna historia, w której rolę główna właśnie grała młoda i szkoła.
Ważnym jest w dalszej historii, aby zakodować, że mam dwa nazwiska. Powiedzmy a i b.
I tak był październik jakieś dwa, trzyyyy ... nieee dwa lata temu (młoda była w czwartej klasie). Pamiętam że, październik bo akurat był wieczór i wybrałam się z lubym do mamy po parę rzeczy na piżama party młodej z okazji urodzin. Zdążyliśmy podjechać pod klatkę, a znajomy woła do mnie, że była policja i pytała o młodą, a że moja matula była jeszcze w pracy to zaczepili jego. Wchodzimy do góry, a matula to samo, że jak wracała z pracy to spotkała sąsiadkę i ona to samo mówiła. Czyli jak jakiś news to wszyscy raptem wszystko wiedzą, a jak rowery z ostatniego piętra w biały dzień kradli to nikt nic nie widział ani nie słyszał. Ot ciekawa zależność.
Ale mimo wszystko wydało nam się to bardzo dziwne. Policja po godzinie dwudziestej szukała młodej odnośnie sprawy związanej ze szkołą. Młoda nie miała bladego pojęcia o co chodzi, a my tym bardziej.
Zabraliśmy więc co trzeba i wspólnie z młodym zgodnie stwierdziliśmy, że co prędzej należy tą zagadkę rozwiązać. Cóż kierunek komenda.
Pani na dyżurce kazała nam poczekać bo patrol zaraz pojedzie. A ja ciągle próbowałam się zorientować o co kaman. Przecież chyba nikogo nie zabiła. Bynajmniej nie wyglądała na psychpatyczne dziecko w stylu laleczki chucky. Długo nie dane mi było zgadywać, bo pojawiła się pani policjantka z patrolu od razu pytając czy ja to ja. Głupio było zaprzeczać więc potwierdziłam, z resztą o dwudziestej pierwszej nie ma tłumów na komendzie i zbytnio dużej konkurencji to nie miałam, bo byłam tylko ja i młody.
Więc pani policjant wyjęła klimatyczny notesik, zawsze się zastanawiam jak oni w tym małym notesiku wszystko zapisują. Jak im się to mieści. Może mają taki przedmiot jak miniaturyzacja pisma czy nanokaligrafia. Tak czy inaczej wszystko tam było.
Zostałam zaskoczona pytaniem typu eeee ale jak. Czyli dlaczego dziecko nie chodzi do szkoły. No w sumie mogłaby się wyrwać czy jak, ale rano osobiście ją odstawiłam pod szkołę. Więc dopytuję co i jak. A tutaj, że moje dziecko od czterech lat nie chodzi do szkoły się dowiaduję. To chyba bym zauważyła, chociażby na zakończeniu roku. Wariatem to i jestem ale młody też siedzi z karpiem, więc jednak słyszę dobrze. Szkoła zgłosiła i już. Trybiki w mojej głowie zaczynają się obracać i czuję, że nadchodzi olsnienie. Jedno pytanie i coś czuję, że gdybym miała wannę to bym z niej wyskoczyła krzycząc Eureko.
Proszę aby pani policjantka sprawdziła w swoim mikrotesie jakie nazwisko ma młoda czy przypadkiem nie A (moje panieńskie ale nie zawsze ludzie łapią). No tak, a jakie inne by miała mieć. Jak to jakie inne, młoda ma nazwisko B. Szkoła stworzyła dziecko widmo, nic dziwnego, że od czterech lat nie ma go na lekcjach.
Wszystko dobrze się skończyło. Ja otrzymałam przeprosiny za błąd i za przyprawienie mnie prawie o zawał, a młoda jednak nikogo nie zabiła.
PS. Tylko zastanawia mnie do dzisiaj jedna rzecz. Szkoła dopiero po czterech latach zgłosiła, że dziecko nie chodzi do szkoły. Takie dziecko nie istnieje więc nigdy nie chodziło do niej, a oni po czterech latach dopiero się pokapowali, że im ucznia brak.
PPS. Szkoła nie wysłała do mnie przez cztery lata żadnego listu ani też ani razu nie zadzwonili. Od razu przysłali patrol.
PPPS. Przypomniało mi się też, że pogubić młodej dokumenty z przedszkola, po opr niby pani sekretarka je znalazła. Hmmm chyba jednak nie i co wynika z całej sytuacji nie trafiła z nazwiskiem. Teraz już wiem skąd w mojej skrzynce list ze szkoły z imieniem lubego i moim panieńskim nazwiskiem. Niech żyje papierkologia i urzędy. 😉
Komentarze
Prześlij komentarz