Majowisko

Miała być majówka na salonikach z kanapingiem i filmingiem, a jednak bezsenność pomogła mi wpaść na pomysł, że może byśmy gdzieś nasze szanowne tyłki ruszyli. I tak narodził się pomysł wypadu na weekend do Gdańska. Tudzież Luby niczego nie podejrzewał. Cały wcześniejszy tydzień planował, że może gdzieś pojedziemy, a ja skutecznie go do tego zniechęcałam, tak, że kompletnie zrezygnował tego pomysłu.

Tak więc w piątek rano zabrałam się za realizację mojego szatańskiego planu. Przez telefon sprawdziłam czy są jakieś wolne miejsca w hotelach i z radością odkryłam, że jest wolny jeszcze jeden pokój w hotelu w którym ostatnio byliśmy. Miejsce idealne, bo na gdańskiej Oliwie, czyli wszędzie w sam raz. 

Siedząc z otwartą rezerwacją, zawołałam nic nie podejrzewającego lubego, który to coś kombinował w kuchni. Nie owijając w bawełnę, bo modny jest teraz poliester i tkaniny eko zapytałam się czy jedziemy na weekend bo mam otwartą rezerwację i czy kliknąć tak. Dawno nie widziałam takiego karpia, nawet ten z wigilii się chowa. Młodego zawiesiło i to tak totalnie. No cóż niespodzianka się udała. Stał tak chwilkę, po czym oczywiście się zgodził z wielkim uśmiechem, jakby dostał największe opakowanie klocków lego.

Dzień laby zleciał szybko, na sprzątaniu u porządkach. Plan Lubego przewidywał wyjazd o siódmej rano, w co za bardzo nie chciało mi się wierzyć, że my tak wcześnie wstaniemy. Aczkolwiek bardzo się zarzekał nastawiając wieżę na szóstą rano. 

I co i wiedziałam, ha zaspaliśmy, bo Luby tak ustawił wieżę, że się nie włączyła, za dużo opcji mają te nowoczesne gadżety. Kiedyś było włącz i godzina, teraz wybiera sobie człowiek głośność, czy ma narastać, jak długo ma to to cudo grać i czy radio, pendrive czy kto wie co jeszcze, szkoda, że automatycznie kawy nie robi, to by się jeszcze przydało. Tak czy siak tak jak przewidziałam, zabraliśmy się z domu o ósmej, zanim zatankowaliśmy, sprawdziliśmy wszystko i zakupiliśmy benzynkę dla nas znaczy się kawusię, była dziewiąta. Wyjechaliśmy więc tak jak przewidziałam :) 

Droga była idealna. Nie ściemniam. Piękna pogoda, sobota więc na trasie pusto, można było swobodnie jechać. Jedyne co to przeklęty korek, który się zaczął uwaga pięć kilometrów przed hotelem. No tylko ja mam takie szczęście, żeby przejechać całą trasę i utknąć w korku, który porusza się z prędkością jedenaście kilometrów na godzinę (zmierzyłam na gps-ie) w momencie, kiedy hotel jest za zakrętem ;)  Szybciej bym chyba doszła na piechotę. No nic przynajmniej staliśmy w lesie, gdzie wszystko zaczęło się zielenić na wiosnę, słoneczko pięknie świeciło, czyli można było się zrelaksować stojąc w korku - o ironio!


Hotel na wiosnę, a dokładniej jego otoczenie wyglądało pięknie. Jeżeli się ktoś wybiera do trójmiasta to polecam Oliwę.
A my tymczasem wrzuciliśmy bagaże do pokoju i pognaliśmy bo Ikei ;P


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wciągające plażowe piaski

Mazurek Dąbrowskiego

WC I'm lovin' it