Szukajcie, a znajdziecie....
Miejsce akcji: Żarciodajnie
Osoby: Ja, kelner, kelnerka
Czas akcji: dawno, dawno temu
Osoby: Ja, kelner, kelnerka
Czas akcji: dawno, dawno temu
Od dziecka miałam szczęście do znajdowania różnych rzeczy. Czasem sto tysięcy zakopane w śniegu, srebrnej i złotej biżuterii już nawet nie liczę. Ale nigdy nie podejrzewałam, że to szczęście rozszerzy się również na inne dziedziny życia.
Jakiś czas temu wybraliśmy się z lubym na wakacje do znanej stolicy polskich gór. Jako, że byliśmy pełnoprawnymi turystami pełną gębą, na urlopie, postanowiliśmy raz od święta postołować się w restauracjach. Nasz wybór padł na pizzerię, która była typową sieciówką, znaną chyba wszystkim.
Skusiła nmnie oferta baru sałatkowego (i tutaj wszyscy już wiedzą o jaką sieć chodzi, chociaż nazwy nie wymieniłam :), mój luby natomiast wpadł w świat pizzy ).
Szamię sobie w najlepsze jakieś zielsko i makaronik niteczki w jakimś sosie. Tylko jeden makaronik jakoś tak dziwnie wygląda, zbyt dobrze rzekłabym. Przyglądam mu się i przyglądam, ale grubość i długość są w porządku, ale nadal coś mi w nim nie pasuje. Taki jakby zbyt wyraźny, jakby ktoś to rutyną karmił. Operacja usuwamy sos rozpoczęta i jest maaaam, wiedziałam, haaa. Ni mniej ni więcej sznurek próbował udawać makaron. Jadam różne naturalne rzeczy, ale sznurek to już chyba zbyt szalony pomysł. Uprzejmie tudzież proszę panią kelnerkę i wskazuję podejrzany makaronik. Pani się przygląda i przygląda i ha ją też oszukał. Uprzejmie więc podałam Pani makaronik z życzeniami smacznego i tutaj już chwila konsternacji, bliższe oględziny i sukces pani jednak stwierdziła, że makaron jednak powinien się przerwać, jak się go tak bestialsko maltretuje :) Cóż, jako przeprosiny uwagaaaa dostaliśmy bar sałatkowy dla mojego lubego, hehe cóż za ironia :)
Skoro kuchnia włoska mnie zawiodła, to czas na egipską. Kolejna restauracja serwowała Sharmę. I tutaj też sieciówka oczywiście :) Danie zamówione i zielenina koniecznie w nim obecna. Tylko ta sałatka znów tym razem w opozycji do makaronika wyglądała mniej wyraźnie. Więc się wpatruję, coraz bliżej i bliżej. Coś nie gra. Widelec w dłoń i do dzieła. Rozebrałam na części wstępne i ha szczęście znajdywania wszystkiego wszędzie znowu dało o sobie znać! Tym razem pudełko plastikowe w kawałeczkach. Hmmm to już wolę sznurek był zdrowszy, wyglądał bardziej naturalnie. Zgodnie ze schematem prosimy pana kelnera, ten to się chyba wystraszył, że każemy mu to zjeść czy jak? Złapał ten kawałeczek pudełka i uciekł na zaplecze i tylem go widzieli, amba fatima i go nima hehehe.
Oczywiście to szczęście nigdy mnie nie opuszcza. Jeżeli ktoś w domu na 20 osób znajdzie włos to oczywiście będę to ja. Przy dwóch kotach sytuacja staje się dużo bardziej skomplikowana, gdyż nie ma potrawy bez futra. Inni ani kłaczka czy włoska nie znajdą, a ja niedługo pójdę na medycynę, a dokładniej na chirurgię, bo wyławianie drobnych obcych ciał z mojego jedzenia opanowałam do perfekcji.
Komentarze
Prześlij komentarz