Eureka jest świnka

     Od wyprawy do Berlina minął już jakiś czas. A co za tym idzie siedzenie w jednym mieście zaczęło nam się już znacznie dłużyć.

     Luby doznał olśnienia,  takiego z typu tych cudownych olśnień po których już nic nie jest takie same. Propozycja bardzo mi się spodobała. Miejsca i czasu wam nie zdradzę jeszcze,  to będzie niespodzianka.

     Tak więc luby ochoczo zabrał się za szukanie hotelu, ale zanim puścił rezerwację postanowiliśmy zorientować się w opcjach transportu. Tym razem nie podjęłam się tak długiej jazdy Hanią,  parę lub paręnaście godzinek. Cóż czas więc na komunikację zbiorową. Na pierwszy rzut poszedł autobus. Za ścisk na Sardynki w puszce jedyne sto złociszy za osobę, ciutek drogo. No więc trzeba zobaczyć jak pociąg. Chociaż z pewnych powodów nienawidzę pociągów. No ewentualnie na kuszetkę dam się namówić.

     Wchodzimy na cudowny, nowiutki dworze  w Kołobrzegu i grzecznie podążamy do okienka między taśmami, jak krówki do obory. W okienku siedzi na pierwszy rzut oka nie znudzony jeszcze tą pracą pan. Nastała nasza kolej, więc zadajemy panu pytanie: 
-" Ile będzie nas kosztować przejazd tam i tam o godzinie takiej i takiej kuszetką. " 
Pan kasmen jak automat maszynowy wyrzuca z siebie kwotę trzydzieści trzy złote. My uradowani,  że cena ludzka. Ale dla pewności,  bo jednak coś niska, dopytujemy się czy na pewno za przejazd itd. Kasmen potwierdza. Nam to pasuje, bilety kupimy jutro. Najpierw trzeba hotel zarezerwować.


     Dzień następny. Hotel zarezerwowany. Idziemy więc po bilety. W okienku tym razem kasmenka. Mina jakby za karę siedziała w pracy. Miałam wrażenie że w duszy życzyła wszystkim klientom aby się w popiół obrócili. No cóż złego diabli nie... więc w końcu dotarliśmy do okienka. Mówimy więc, że chcemy bilety tam i tam o tej i o tej godzinie kuszetką. Kasmenka coś stuka na swoim ekraniku dotykowym, wsuwa dwa puste blankieciki i już są bilety. Eeee ale zaraz zaraz,  my chcieliśmy sobie miejsca wybrać. Cóż kasmenka wybrała za nas dolne bo przecież wszyscy chcą dolne, no cóż chcieliśmy środkowe. Ale niech będzie podepczą po nas. Patrzę na wyświetlacz z ceną i robię lepszego karpia niż sam karp we własnej osobie. Cena to dwieście złotych. Ale miało być trzydzieści trzy razy dwa co jak dla mnie daje sześćdziesiąt sześć,  albo mnie się styki potopiły.
Cóż miły pan z wczoraj podał tylko cenę za kuszetkę. No tak bo ja codziennie jeżdżę pociągiem i wiem, że mam pytać jeszcze o bilet. Ech. No nic cena za wysoka. Rezygnujemy. Nici z wyjazdu. Pani kasmenka dymi bo musi biletu anulować. Cóż czym prędzej się ulatniamy zanim eksploduje.

     Wieczór mija w atmosferze nerwa i smutku mego lubego, bo bardzo się nastawił. Do tego musiał jeszcze rezerwację odwołać co go rozwścieczyło na dobre.



     Po kilku dniach już pogodziliśmy się ze smutną prawdą, że wypad przeszedł do historii.
     
     A tutaj młoda wpada na pomysł,  że przecież jest skarbonka pt.: zbieram na podróże. No to sprawdzamy ile tam się uzbierało. I eureka starczy na bilety prawie w obie strony. Więc jednak jedziemy. Bilety w necie kupione, hotel zarezerwowany. Teraz tylko czekamyyyy. .....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wciągające plażowe piaski

Mazurek Dąbrowskiego

WC I'm lovin' it