Malarska epopeja szaleństwa
O tym, żem szalona i nieokiełznana to już wszyscy wiedzą. Najgorzej jest jak mi do głowy wpadnie jakiś pomysł, oj to już pozamiatane. Jeżeli uważam pomysł za fajny, to bez zbytniej zwłoki przystępuję do działania.
I tak też było i nadal jest z przemalowaniem młodej pokoju....
Jak to bywa z oświeceniem, spojrzałam na ściany w młodej pokoju i doznałam oświecenia. Spłynęła na mnie rzeka wiedzy i wizji i już wiedziałam. Trzeba ten ciemny szary z trzech ścian zamienić na jasny szary, taaak. Będzie jaśniej, ładniej, po prostu milej, a co za tym idzie może młoda się milsza zrobi.
Zabezpieczyłam wszystko jak trzeba, kilometrami folii, toną taśmy i jeszcze większą ilością folii. Tak mi to zabezpieczanie szło, że w końcu musiałam posiłkować się workami na śmieci, bo folii zbrakło. Przygotowana z wiaderkiem, pędzlem i gruntem już miałam się zabrać do pracy, gdy kolejne oświecenie mnie dopadło... tym razem gniazdkowe. Koło drzwi do pokoju gniazdko i włącznik światła były, jak to ładnie młody nazwał: natynkowe. Dla mnie znaczyło to tylko jedno, wystają takie szturbony i przeszkadzają. Trza to do ściany wsadzić, czyli jak to młody znowu ładnie nazwał: zrobić podtynkowe.
Wywaliłam się oczy kota ze shreka, potem spragnionego miłości szczeniaczka i w końcu młody się zgodził. Tudzież uprzedził mnie, że trzeba będzie zrobić dziurę w ścianie wiertarką z ładnie brzmiącym słowem: otwornica. No rób, rób i tak przecież będę tam malowała.
Po zgromadzeniu mnóstwa wiertełek, wiertarek i innych niebezpiecznie wyglądających urządzeń jak ze stołu chirurgicznego, przystąpił do wywiercania dziury w ścianie. Wolałam się ewakuować do salonu, razem z sierściuchami. Po jakichś dziesięciu minutach huku i wyobrażania sobie co mi sąsiedzi za to zrobią, bo sobota hihihi, usłyszałam standardowe, ulubione powiedzonko młodego w sytuacjach kryzysowych: "Nosz Ku... Ma ..." (czyli nosz kulfoniaty mastodont ;P). Zafrapowana (lubię takie dziwne słowa hihi) udałam się do pokoju młodej ustalić cóż się stało.
Otóż ni mniej ni więcej mieliśmy teraz toaletę z opcją wglądu do młodej pokoju. Młody przebił się na wylot hehe. Dzięki bogu w toalecie jest tapeta, która pamięta czasy, kiedy w Polsce wszystko było jeszcze na kartki. Sama zresztą wygląda jakby ją ktoś z tych kartek poskładał. Młody ponabijał się, że będzie ją w teatrze dramatycznym podglądał z jej pokoju i na odwrót. (dla nie niewtajemniczonych młody nad toaletą umieścił napis teatr dramatyczny, a nad łazienką - kino). I takim oto sposobem doszło mi jeszcze zalepianie dziur w toalecie, która teraz wygląda jak dalmatyńczyk z chorobą popromienną. Jeżeli ktoś nie wie jak takie zwierze wygląda, to zapraszam do mojej toalety.
Mimo tego niezrażona przystąpiłam do pracy z pomocą Młodego, który mimo gróźb, że mi w nie pomoże (on tak zawsze straszy). Wczoraj skończyła mi się farba. Nie rozwlekając, w trzech sklepach nie ma tego koloru. Czyli zapowiadają się poszukiwania w stylu święty grall. Coś czuję, że będzie wesoło hihihi.
Ps. Ostatnio usłyszałam świetną nazwę na kolor mocny róż - porno róż koszmar. Mam nadzieję, że mnie tak nie wyjdzie :)
Komentarze
Prześlij komentarz