Pociąg do Sylwestra

Miejsce akcji: Pociąg relacji na trasie Słupsk - Kołobrzeg
Czas akcji: Sylwester, znaczy się 31.12
Osoby: Ja, luby, młoda, chrupki, warszawska ekipa & kierownik pociągu

    Sylwester, sylwester, czas imprez domowych, balowych i tych na wolnym powietrzu. Ze wszystkich Sylwestrów jeden zapadł mi szczególnie w pamięć i wspominam go szczególnie miło. Był tak wariacki jak ja czyli po prostu zaje....fajny.

      Jakiś już dłuższy czas temu, dinozaury już nie chodziły po Ziemi, ale Fb jeszcze nie istniał, wybraliśmy się z moim lubym i młodą, która wtedy była naprawdę młoda, bo oscylowała około trzech, może czterech lat, do mojej ukochanej rodzinki do Słupska. Było to w okresie rodzinno odwiedzalnym, czyli Święta Bożego Narodzenia. 

       Ale dziś nie będzie o kochanej babci która nawet szkielet utuczy, ani o cudownej cioci, która jest po prostu świetna, będzie o Sylwestrze. Z racji pracy mego lubego, nie mogliśmy niestety spędzić imprezowej nocy z moją familią Sopranów. Ze smutnymi minami i nosami spuszczonymi na kwintę w atmosferze ogólnej rozpaczy i chlipania musieliśmy wrócić do domu. Do tego wszystkiego złożyło się tak, że pociąg mieliśmy około godziny dwudziestej, trzydziestego pierwszego grudnia. Z duszami na ramieniu, sercami w gardle, wątrobami w płucach i nerkami w żołądku wsiedliśmy do pociągu relacji Słupsk - Kołobrzeg w sylwestrowy wieczór. 



    Wybraliśmy sobie pusty przedział i szczęśliwi, że jesteśmy sami, rozsiedliśmy się wygodnie. Zanim zdążyliśmy dobrze się wpasować w fotele (w PKP wtedy był to naprawdę niezły wyczyn) i ruszyć ze stacji, do naszego przedziału dosiadła się ekipa. Składała się z dwóch chłopaków i jednej dziewczyny. Na oko grupka, która raczej jako hobby demoluje pociągi i okrada staruszki, a nie hobbystycznie gra w kanastę. Byłam pewna, że nie zakończy się to wesoło. 
        Ekipa rozsiadła się w najlepsze, wyjęła flaszkę, kieliszki i zapitkę, czyli full bufet szwedzki po polsku. Postawili wszystko na stoliku i z uśmiechem zaprosili Nas do wspólnej imprezy. Okazało się, że powiedzenie, nie oceniaj książki po okładce jest w stu procentach prawdziwe, a zawsze myślałam, że to takie bleblanie. Ekipa była praktycznie w naszym wieku. Warszawscy studenci, którzy zrobili sobie wypad na kilka dni do Kołobrzegu, łapiąc się przy okazji na Sylwestra. Jednym słowem cud, mód i orzeszki.

    Długo nie myśląc chętnie przyłączyliśmy się do imprezy pociągowej w końcu był Sylwester. 
         Na kolejnej stacji na której był postój, nasi warszawiacy otworzyli okno w naszym przedziale i ni z gruszki ni z pietruszki zapytali pasażera, który dopiero wysiał z naszego pociągu:
-" Czy to już Kraków??? " - mina pasażera pierwsza klasa, za resztę można zapłacić karta M** Card. Stojąc tak na peronie zapytany pasażer, najpierw odnotował w myślach, że pociąg kończy bieg w Kołobrzegu, potem dobre pięć minut zastanawiał się jak powiedzieć pytającym biedakom, że za cholercię to nie Kraków i że to Krakowa to hen hen daleko. Zanim zebrał się w sobie, aby oznajmić tą druzgoczącą wieść, cały przedział już padał ze śmiechu. Zawiesiliśmy tak jeszcze kilku pasażerów, wymyślając najróżniejsze miasta. Nastrój był po prostu wyborny. 

   Wtem niczym Asassin stanął w drzwiach pan bilecik. Mimo dobrego refleksu nikt nie zdążył schować naszego bufetu. Pan bilecik miał straszniieee groźną minę. Sprawdził bilety, i popatrzył się spod byka na nasz wesoły przedział. Dzięki Bogu mina młodej potrafiła rozbroić każdego. Jedno spojrzenie jej wielkich, niebieskich oczu oraz minka, której by się nawet nie powstydził kot ze szreka, wystarczało, żeby wyciągnąć tonę słodyczy oraz zabawek i uzyskać to co tylko chciała. Pana bilecika serce stopniało niczym lodowiec podczas globalnego ocieplenia. Uśmiechnął się i zapytał młodej czy go poczęstuje chrupkiem kukurydzianym, których dzierżyła całą paczkę. Młoda jak to młoda, chytra nigdy nie była, więc kulturalnie podała Panu kawałek chrupka, który przed chwilą memlała w dziobie. Jak się dzielić to na całego i najlepszym kęskiem. Wszyscy padli śmiechem. 

      Jako, że pierwsze lody zostały przełamane, warszawska ekipa zaproponowała panu bilecikowi przyłączenie się do imprezy. Kulturalnie podziękował, lecz niestety nie mógł się przyłączyć, gdyż kierownik składu by tego nie przyjął najlepiej. Pożyczył nam miłej zabawy i poszedł dalej sprawdzać bileciki.

     Czas leciał bardzo szybko w doborowym towarzystwie. Nawet nie zauważyliśmy jak minęła godzina i pan bilecik odwiedził nas ponownie. Warszawska ekipa tym razem tak łatwo nie dała za wygraną i jakimś cudem namówili pana do przyłączenia się do nas. Nie bez znaczenia był chyba fakt, że Pan bilecik dumnie dzierżył w klapie plakietkę z napisem Kierownik :) W tak miłej atmosferze, żartów, opowieści kolejowych dojechaliśmy do Kołobrzegu. 

     Nic co dobre nie trwa wiecznie, ale ty razem, nie musieliśmy czekać długo na następne spotkanie. Godzinę później wpadliśmy na siebie na kołobrzeskim sylwestrze pod gołym niebem, ale to już opowieść na inną historię.

Ps. Wszystkim czytelnikom bloga życzę w tym nowym 2015 roku dużo sarkazmu, poczucia humoru i dystansu do siebie samych :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wciągające plażowe piaski

Mazurek Dąbrowskiego

WC I'm lovin' it