Alkoholowe wisienki
Jak obiecałam tak piszę. O tym jak wiśnie marynowane w alkoholu potrafią być crazy.
Więc ustalone mamy, że to pierwszy dzień w Poznaniu. Siedzimy na Starym Rynku pod ratuszem i sączymy piwko. Jedno, drugie, trzecie .... po którymś z rzędu przestałam liczyć. Odpoczywamy, bo podróż w przenośnym piekarniku nieźle dała nam w kość.
Obok przy stoliku siedzi towarzystwo w naszym wieku. Ot ekipa z Poznania. Oczywiście jak Catlusia sobie ogarnie z kilka piw to od razu opcja impreza and odwaga mnie się włącza. Wstępuje we mnie duch duszy towarzystwa. Wszystkich kocham i lubię, ale też mówię co myślę, co nie wszystkim się podoba :) Nie lubię samotności, więc co mi tam, Luby oczywiście kręci nosem, bo on nie lubi za bardzo obczyzny, a ja chętnie się popoznaję w Poznaniu. Ot cześć jestem z Kołobrzegu, czy mogę sobie z wami usiąść bo tak w sumie to samotnie się czujemy.
Większego sprzeciwu nie zanotowałam, poza dziewczyną w krótkich, blond włosach. Minę miała trochę jak kot z zatwardzeniem, czyli jestem samicą alfa a ty mi wchodzisz w paradę, cóż życie.... w starciu modliszki z bazyliszkiem, modliszka odgryzie łepek bazyliszkowi.
Ciekawe zderzenie kultur, poznaniacy, którzy pięć razy obrócą złotówkę zanim ją wydadzą i małomiasteczkowy Kołobrzeg. Na moje szczęście trafiłam na Pana P. , grafika komputerowego, czyli pokrewny zawód, wspónych tematów nam więc nie brakowało. Jednym słowem czasu było za mało.
I tak piwko za piwkiem i następne impreza się rozkręciła. Oczywiście im więcej piwek tym bardziej szczera się robię. Hitem wieczoru, który przejdzie do historii będzie hasło, że moimi najgorszymi klientami są właśnie poznaniacy. Jak popełniać samobójstwo to na całego z pełnym rozmachem, czyli powiedzieć to na głos przy jednym stole w siedmioma poznaniakami :) Tylko ja potrafię popełnić takie spektakularne samobójstwo.
Takiej ciszy w życiu nie słyszałam, aż było słychać co komu w żołądku bulgocze i komary bzykające się w krzakach. Wszyscy zabijali mnie wzrokiem. Hehe a ja jak to ja nic sobie z tego nie zrobiłam i postanowiłam im jeszcze wyjaśnić dlaczego są tacy wkurzający. Blondynce dzięki bogu wybaczyli, jak to czasem kolor włosów może uratować życie.
Po pewnym czasie część towarzystwa wyprowadziła się do środka, bo zrobiło się chłodno, my z Lubym i panem P zostaliśmy w ogródku bo szczęśliwie mieliśmy ciepłe kocyki. Widocznie samica alfa vel bazyliszek poczuła się mocno zagrożona na swojej pozycji, bo przyszła do nas bardzo ostentacyjnie manifestując, że ona jest głodna i kto idzie z nią coś zjeść. Las rąk normalnie, z tym, że ironicznie. Nikt, ani jedna osoba nie pokwapiła się z nią wybrać, mimo mrugania okiem do mojego sąsiada Pana P. Już zastanawiałam się czy nie wyjąć dziewczynie magnezu z torebki, co by ją od tych tików nerwowych uratować. Uff Pan P. niczym rycerz na białym koniu w końcu raz na dobre spławił Panią Bazyliszek, bo jakby tak dalej poszło to by chyba zaczęła na kolanach prosić. Ale słowo się rzekło i samica alfa numer dwa musiała sobie sama pójść coś zjeść. Chyba jedynie kółko dookoła rynku dla ściemy zrobiła, bo tak głupio jak ją wszyscy zignorowali.
My tam w najlepsze mieliśmy mnóstwo tematów do obgadania, dopóki w moim Lubym nie obudził się Tygrys zazdrośnik. Na nic prośby i groźby. Catlusię za łapkę i do hotelu. Oczywiście musiał sobie GPS zapodać hehe. Oj a mnie imprezową ciężko na siłę do hotelu zatargać. Jakoś mu się udało, szacunek kochanie. Marudził jak ja w takim stanie wejdę do hotelu. Ba w życiu nie takie cuda się robiło. Raz dwa trzy prościutko koło recepcji i ładnie dobry wieczór itp. o schodach nic nie wspominał, więc tutaj już pomogłam sobie rękami, bo nogi takie zmęczone. Imprezę uważam za mega udaną, bo pół nocy spałam na siedząco hehehe. Oj było wesoło :) Muszę to kiedyś powtórzyć ;)
Komentarze
Prześlij komentarz