Skrobanko
Weekend - ranek - w sumie przedpołudnie ( w weekendy ranki są dłuższe)
Luby wypoczywał w zaciemnionej sypialni, bo go główka bolała, ja się nudziłam. Polazłam pogrzebach w chwastach na balkonie. Tu coś wyrwałam, tam coś ups za dużo wyrwałam, chyba odrośnie. Zerknęłam na sufit, już od dłuższego czasu mnie irytował swoim wyglądem. Jakby farba się łuszczyła, dziwnie, hmm krzesełko, szpachelka i zobaczymy.
Razem z młodą cichaczem, co by Luby nie usłyszał, bo by zaraz wrzeszczał, że znowu coś popsuję, hihi. Wlazłam na krzesełko, podhaczyłam szpachelką i jebut, płat farby dziesięć na dziesięć centymetrów oderwał się z gracją i ładnie jak listek klonu spłynął na podłogę. A co będzie jak podhaczę drugi, jebut tym razem spadł płat rozmiarów pięć na pięć centymetrów. Niech to, damn it czym to jest malowane. Zgłębiam sufit z bliska, a on cały w kreseczki. Uuuu aż dziwne, że to samo nie spadło. Kto i czym to malował??? Mąką z wodą, czy może pastą do zębów? Aż dziwne, że komuś się chciało machać pędzlem, toć szkoda wysiłku żeby coś takiego stworzyć. AAA może to miał być decoupage? Maybe, nigdy nic nie wiadomo.
Cóż zlazłam z krzesełka i paczam na sufit a tam piękne dwie artystyczne dziury. Ech to mi Luby da do wiwatu hihihi. Może nie zauważy? A może będę twierdziła, że ja nic o tym nie wiem??? Przecież tak już byłooo. Nie takie duże dwie wyrwy to nawet on zauważy. Trzeba swoją skórę ratować, ale chyba nie mam co na to liczyć, lepiej przyznam się od razu, zaoferuję, że poskrobię, to mniej się wścieknie. Będę przynajmniej miała miły wieczór na robótkach ręcznych :)
Finalnie Luby aż tak się nie wściekł, tylko zrobił zeza pt.: że ja znowu coś musiałam wymyślić, co by weekend nie był za nudny.
Komentarze
Prześlij komentarz