Kórnik czy kurnik?
Dzień trzeci - sobota
Poznań
Ranek
Jak mnie się nie chciało wstawać. Miła pościel, wygodny materac, przytulna podusia, nawet mi przypieczony kark i ramiona nie przeszkadzały. Ale nie ma co, szkoda czasu. Rzut okiem za okno, łooo będzie masakra dzisiaj, ósma rano, a asfalt w cieniu skwierczy. Dobrze, że Hania z metalu, to jeszcze się nie stopiła.
Po przekroczeniu drzwi hotelu, ściana ukropu, do samochodu musieliśmy sobie drogę maczetami torować, powietrze tak gęste było. Bez kawy to to się nie obędzie. Kalkulacja, gdzie to sprzedają moją ukochaną kawusię Starbuksikową. Oczywiście galeria, tym razem przy dworcu, zawsze coś innego.
Inne sklepy z ciuchami, chociaż oczywiście jako kobieta nie mogłam sobie czegoś nie kupić :) Tradycji musi się stać zadość. Ale kawusia to podstawa, czarnej z syropem irish nie odpuszczę i w końcu miałam okazję sobie kartę Starbucksa kupić.
Mimo ukropu prosto z galerii skierowaliśmy się do Kórnika. Luby szukał chyba piętnaście minut trasy w GPS bo zapomniałam mu powiedzieć, że ten Kórnik jest przez ó. Hehehe no jakoś tak mi z głowy wypadło hihi. Trzydzieści minut grillowanka w samochodzi i dotarliśmy, tym razem bez zgubienia się, aż dziwne. Parking zapełniony po same bramy, jedziemy dalej. O jest parking, eeeeeeee, patrzę i nie wierzę. Za godzinę trzydzieści złotych, a dla klientów pobliskiej knajpy dwadzieścia minut free potem trzy dychy za godzinę. Wow czyli zamawiasz, czekasz piętnaście minut na podanie i na czas, masz pięć minut żeby zjeść, bo inaczej to jedzenie wyjdzie taniej niż parking. Masakra jakaś. Więc w tył zwrot, zaparkujemy na darmowym parkingu miejskim, na samym słońcu. Pomodlę się coby się samochód nie stopił, a ja nie zeszła na udar jak do niego wsiądę.
Luby już podekscytowany bo w Kórniku to zamek przecież główną atrakcją jest. Ja już go też widziałam, ale dla Lubego to nowość. Zamek zachowany w doskonałym stanie, z fosą wypełnioną wodą. Otoczony ogromnym parkiem dendrologicznym - arboretum z około trzema tysiącami gatunków drzew, wszelkiego typu i rodzaju. Nawet można tam obalić mit o gruszkach na wierzbie, bo rośnie tam drzewo z gatunku grusza wierzbolistna :)
W zamku przyjemny chłód, tylko na buty trzeba filcowe kapciuszki zakładać. Człowiek jeździ po tych podłogach jak po lodowisku, ale za to mają polerowanie gratis. Pewnie wieczorem lecą pastą po podłogach, a turyście free odwalają brudną robotę. Jak zwykle zdzieranie na wszystkim co się da, chcesz zrobić fotkę - jedyna dycha za naklejkę foto. Jednak sobie te zdjęcia darowałam. W każdej sali stoi pani lub pan, nieee nie opowiada o eksponatach, tylko pilnuje co by zwiedzający grzecznie chodzili zgodnie z kierunkiem strzałek, nie opierali się o gabloty, nie robili zdjęć jak nie zapłacili, czyli atmosfera jak w supermarkecie. Eksponaty jak eksponaty, aż taką fanką historii nie jestem, tutaj bliżej mi do ignorantki, ale rozmiar łóżek zawsze mnie zadziwia. Ja to bym mogła tylko na siedząco na tym spać, ewentualnie od głowy do ud, albo oni byli tak mali, albo znacznie oszczędzali na materiałach. Ale jak oni w tym się kopiowali, nie wiem. Nic nie popsuliśmy tym razem i się nie pogubiliśmy, czyli zwiedzanie zaliczamy do udanych.
W arboretum już było gorzej, samo w sobie noo hmm to taki duży las. Na upartego może i by człowiek zauważył różnicę pomiędzy drzewami, bo kółko wzajemnej adoracji babć, które mijaliśmy zachwycało się krzakiem, że to taki na działce mają. Dla mnie to dużo drzew, jedne bardziej zielne drugie mniej, wyższe i niższe. Południe, temperatura podbiła niebezpiecznie blisko temperatury pieczenia pizzy. Nawet krótki postój na ławeczce nic nie dał, a do tego łańcuszek na mojej szyi się chyba poddał i stopił, bo po dotknięciu został mi w ręku. Zgodnie z Lubym ustaliliśmy, że mamy dość. Drzewa i krzaki nam chyba wybaczą, ale my się ewakuujemy, co by nie wsiąknąć w ziemię. Dosyć zwiedzania do popołudnia zamarynowaliśmy się w hotelu, gdzie chłodno, żeby jakoś przeżyć, bo oddychanie bolało. Asfalt już dawno stopniał i spłynął do warty, która i tak już wcześniej wyparowała. Trzeba było oszczędzać siły na spotkanie wieczorne z wampirem.....
Komentarze
Prześlij komentarz