Poranna kotrakcja :)
Coś odmiennego od Poznania.
Ten kot mnie wykończy. Znaczy się JJ. Chociaż lepiej to było go Rico nazwać, tak samo bulgota i charkota i ma zamiłowanie do dziwnych przedmiotów. Jak na przykład co mówiłam do moich gumek do włosów, ogólnie do gumek do włosów. Im większy tym szybciej mi szufladę otwiera w szafce nocnej, już nawet rano pospać nie można, bo słyszę szuuur i już wiem, że mi tam grzebie. Na nic groźby powyrywania łap, a drugi raz go przecież nie wykastruję. Niby rok ma, a zachowuje się jak małe kocię.
Ostatnio dwa tygodnie go leczyliśmy bo jakoś udało mu się lekko na karku oskalpować i lekko przerysować. Dwa tygodnie, bo pod koniec kuracji wyszło na jaw, że drugi kot baaardzo pomaga mu w leczeniu i codziennie czyści mu ranę języczkiem, czyli zabawa od nowa w gojenie. A pani wet już w głowę zachodziła, dlaczego tak to długo trwa. Dopiero wynalazek ze skarpety Lubego pomógł. I nawet kot nieźle się w tym prezentował. Jedna skarpeta i kot zdrowy w dwa dni. Już ogólnie fajnie i miło, święty spokój, skarpeta zdjęta, tylko dziura w furze została.
Patrzę rano, a on obok postanowił sobie coś takiego samego załatwić. No niech to damn it. Zapewne efekt zabawy z dugim sierściuchem, ale mógł chwilę odczekać. No nic trzeba go znowu posmarować maścią i zabezpieczyć. Hmm najpierw wpadłam na szatański pomysł, a może się uda, bo szczerze nie chciało mi się w tą skarpetę go wpychać. Posmarujemy i przykleimy plasterek. Taaa plasterek wytrwał trzy sekundy, kot rakietu przeleciał przez dom i po plasterku. Achh no to nie ma rady, wciskamy w skarpetę. A ten futrzak akurat wtedy musiał uznać, że bawimy się w ganianego. I weź tutaj po całym domu biegaj i go łap. Złośliwiec jeden ja mu dam kociego mleka. Haa Pani cwańsza zamknęła drzwi od sypialni i już nie uciekniesz koteczku. Kolejne piętnaście minut to były próby wciśnięcia go w skarpetę, bo trzeba jeszcze zabezpieczyć to bandażem, co by sobie sam nie zdjął. Wredota złośliwie utrdudniała całą akcję jak mogła. Kładła się na ziemi, darła się jakby nogi wyrywali, wyginała się i nawet mnie ugryźć próbowała. A że ja uparta jak osioł jestem, nie ma zmiłuj. Skończył ze skarpetą i koniec.
Otwieram drzwi, a jego kocie wrzaski chyba były dość głośne, bo pod drzwiami drugi futrzak czatuje z miną pt:" coś się dzieje, ciekawe co się dzieje, ciekawyyyy". Ech ot kocie życie. Taki miły początek dnia, pobiegaj sobie kobieto po domu dla zdrowia :)
Komentarze
Prześlij komentarz