Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Mól książkowy

Obraz
Miejsce akcji: Domostwo Czas akcji: Popołudnie Osoby: Ja & książki Za oknem ciemno, widać tylko biały śnieg na dachach domów w pobliżu i światła lamp, świecących niczym pomarańczowe gwiazdy na niebie. Tęsknię za słońcem, za wystawieniem twarzy w jego stronę i poczuciem tego przyjemnego ciepła. Za pachnącym morzem i kwiatami, letnim wiatrem. Ta wcześnie nastająca ciemność i zimno powoli zaczynają mnie już dobijać. Nic dziwnego, że w zimie najwięcej jest przypadków depresji i pewnie dlatego w tym okresie jest choinkowo. Zawsze coś kolorowego i świecącego na pocieszenie stoi obok. Ale mimo nostalgicznego nastroju, ostatnio zaginęłam w świecie książek. Czytam i czytam. Wręcz połykając książkę za książką. Jeden dzień jedna książka.  Przypomniałam sobie jaka to przyjemność. Usadawiam się w najlepsze w rogu kanapy, w otoczeniu poduszek, pod pluszowym kocykiem z gorącym latte przygotowanym przez mojego lubego. Po jakimś czasie sierściuchy przychodzą się przytulić i z...

Happy urodzinowo

Obraz
Miejsce akcji: dom Czas akcji: zimowe popołudnie gdzieś koło 24.12 Osoby: Ja & my luby & mamiucia mego lubego Siedzę i rozważam nad tym co kupić każdemu pod choinkę od Mikołaja, co ugotować na święta i dlaczego jeszcze nie mam choinki. I tak przypomniała mi się historia kompletnie nie związana ze świętami, ale zabawna. Urodziny mojego lubego. Jego mamucia, a ma teściowa zadzwoniła (jak zawsze z resztą) złożyć mu życzenia. Wchodzę z kuchni do pokoju i widzę mojego lubego turlające się ze śmiechu po kanapie. Pytam się więc szanownego małżowinka, co go tak rozbawiło, że prawie się nie udławił. Na to miłość mego życia opowiada mi jak to jego mama oprócz złożenia życzeń, bardzo mu wypominała, że on o jej urodzinach i świętach nie pamięta itp.  Małą podpowiedzią powinno być, dlaczego braliśmy ślub w walentynki. Niee nieee, że to niby romantyczne czy coś w tym stylu, tylko mój luby to by własnej głowy zapomniał, a tak mam pewność, że mu czy to w radiu czy w tv ...

Jarmark świąteczny po Berlińsku

Obraz
Miejsce akcji: Nadal Berlin Osoby: Ja, luby & młoda Czas: wieczorkiem Zwiedzamy,  oglądamy,  jemy, oglądamy, zwiedzamy i tak w koło. Mojemu lubemu nawet udało się cygankę przestraszyć. Podeszła do niego taka cyganka pełną gębą, tym razem bez pościeli, piły łańcuchowej ani też noży czy zegarków, ale z karteczką w języku angklikszmeńskim. Z relacji mego małżowinka wiem, że stało tam coś Madame etc. czyli daj kasę. Uprzejmie poinformował więc Panią cyganeczkę, że nie ma mamomy i w ogóle to on jest z Polski. Na te słowa cyganka zniknęła szybciej niż plamy po vanishu. Morał tej draki taki, czyżby swój swego poznał, czy aby się bała, że Polacy to tacy co okradają??? Bynajmniej mieliśmy się z czego pośmiać :) W końcu nadszedł czas na gwóźdź programu, długo wyczekiwany, niczym pierwsza gwiazdka w Wigilię: Świąteczny jarmark na Alexanderplatz w Berlinie. Ku mojemu zdziwieniu większość ekipy nie pognała na jarmark w poszukiwaniu pierniczk...

Pizza i cholesterol po Berlińsku

Obraz
Miejsce akcji: Berlin Czas akcji: pora obiadowa Osoby: Ja, luby, młoda (kwestia niema), kelnerzy (nie byłam w stanie policzyć) Więc tak, nadal Berlin. Zwiedzanie zwiedzaniem, ale czasem trzeba coś zjeść, zwłaszcza, że młody oblizywał się już na niektóre eksponaty. No cóż fakt jest taki, że na drugim miejscu kocha jedzenie, na pierwszym jest spanie. Większość ekipy wybrała chińczyka (nie żywego tylko chińskie jedzenie, chociaż kto wie co tam można zjeść). Z racji tego, że młodą zabraliśmy ze sobą, chińczyk odpadł. Poza tym menu ze stuletnim jajkiem! mnie też za bardzo nie przekonało. Skoro mają tam tak stare jajka, a ja w pobliżu nie widziałam ani jednego psa i kota, hmm po namyśle jestem pewna, że nie jestem ryzykantem jedzeniowym. Perspektywa obudzenia się w kostnicy, bo ktoś nie do końca wyciął co nieco z rybki jak trzeba i wzięli mnie za trupa nie wyglądała zachęcająco. Wybraliśmy więc pewną sieciówkę z moim ulubionym barem sałatkowym. Wiem, że to też balansowanie na linii ...

Gdyby kózka nie skakała....

Obraz
Miejsce akcji: Moje domostwo Osoby: Ja & grzejnik Czas akcji: Wczorajszy wieczór z rozciągnięciem na dziś Siedzę, uff w końcu siedzę. Chociaż to też nie jest najlepsze rozwiązanie, ciężko mi dzisiaj znaleźć pozycję, która nie będzie mnie maltretowała. Jadnak i tak to lepsze niż dziwne miny przechodniów na ulicy. Tak patrząc obiektywnie, człowiek skaczący na jednej nodze faktycznie może budzić zaciekawienie. Mogłam wziąć skakankę i udawać, że coś trenuję, taaak wtedy może jakoś by się mniej dziwnie patrzyli. Ale jak to mówią gdyby kózka nie skakała....  Otóż rzeczona kózka, zamiast się posłuchać lubego i siedzieć na dupsku, to się uparła  żeby poleźć do kuchni. Daleko jednak nie zapatatajowała, bo trzy sekundy  później spotkała na swojej drodze kaloryfer. Za cholercię nie pamiętam, żeby tam był, chociaż mój lub twierdzi, że od zawsze jest pod oknem w sypialni. Moje kolano postanowiło dać buziaka kaloryferowi, tak s...

Szukajcie, a znajdziecie....

Obraz
Miejsce akcji: Żarciodajnie Osoby: Ja, kelner, kelnerka Czas akcji: dawno, dawno temu Od dziecka miałam szczęście do znajdowania różnych rzeczy. Czasem sto tysięcy zakopane w śniegu, srebrnej i złotej biżuterii już nawet nie liczę. Ale nigdy nie podejrzewałam, że to szczęście rozszerzy się również na inne dziedziny życia. Jakiś czas temu wybraliśmy się z lubym na wakacje do znanej stolicy polskich gór. Jako, że byliśmy pełnoprawnymi turystami pełną gębą, na urlopie, postanowiliśmy raz od święta postołować się w restauracjach. Nasz wybór padł na pizzerię, która była typową sieciówką, znaną chyba wszystkim. Skusiła nmnie oferta baru sałatkowego (i tutaj wszyscy już wiedzą o jaką sieć chodzi, chociaż nazwy nie wymieniłam :), mój luby natomiast wpadł w świat pizzy ).  Szamię sobie w najlepsze jakieś zielsko i makaronik niteczki w jakimś sosie. Tylko jeden makaronik jakoś tak dziwnie wygląda, zbyt dobrze rzekłabym. Przyglądam mu się i przyglądam, ale grubość i długość s...

Jak Kuba Bogu tak Bóg Darczyńcy?

Obraz
Miejsce akcji: Pałac Osoby: Ja, posłaniec nr 1, posłaniec nr 2 oraz gościnnie pal Czas akcji: dziś ☺ lub wczoraj,  zależy od strefy czasowej  Dostałam dziś prezent. Ba, święty grall wśród prezentów! A było to tak: Siedzę sobie w biurze, powoli sącząc nektar bogów w postaci małej czarnej z ekspresu. Czuję jak powoli mój mózg zaczyna wchodzić w tryb ładowania systemu,  już już prawie, tylko jeszcze aktualizacje. Na co w drzwiach staje mi posłaniec, dzierżąc w dłoniach ów ważny podarek. Proszę więc posłańca w me progi,  niech rzecze jakie wieści przynosi z dalekich krain. Odchąknąwszy więc, oddzywa się w te słowa: -"Czy osoba przyjmuje ten podarek od mej królowej z krainy śniegu i lodu?" Wróć, osoba? Że jak, że słucham? Mierzę tego nędznika wzrokiem niczym bazyliszek. Jak to to śmiało! Tak sobie myślę,  że w wolnej chwili wydam jakiś edykt o nabijaniu na pal i podpalaniu, chociaż niee, limity co2, hmmm. A może podpalić i utopić,  niee to też nie przejdz...

Ekipa remontowa od rzeczy bardziej lub mniej możliwych

Miejsce akcji: W chatce Wiśniowych ludków Osoby: Ja i panowie specjaliści od robót różnego typu Czas akcji: pewien bliżej nie określony deszczowy poranek (dość niedawno) Wstałam jak codziennie rano, to już taki mój nawyk, wstawanie z łóżka,  dość uzależniający. Powlekłam swoje pół przytomne ciało i jeszcze śpiący mózg w stronę łazienki. W miedzyczasie moja świadomość odnotowała dalekie pukanie. Zieew to jeszcze pewnie sen..ziewww, ale pukanie stawało się coraz głośniejsze oraz coraz bardziej natarczywe. Hmmm to chyba jednak rzeczywistość i chyba ktoś do drzwi się dobija. Zieeww, otwórz się sezamie nie działało, więc już byłam pewna, że to nie sen. Zmieniłam kierunek ruchu jednostajnego i po dużej paraboli zwróciłam w s...

Klienci z piekła rodem cz.1

Miejsce akcji: Głównie biuro Osoby: Ja & klajents Czas akcji: zawsze Część pierwsza Dzisiaj parę słów o Klientach - tych bardziej Kochanych i tych mniej (tutaj mam na myśli, tą część społeczeństwa, którą bym wysłała na stos bez zmrużenia okiem :) Jak w przypadku ras psów czy kotów na przykład, w biznesie możemy wyróżnić kilka, a nawet kilkanaście typów klientów.  1. Typ pierwszy: Struś pędziwiatr Ten typ charakteryzuje się wiecznym pośpiechem, zaczyna załatwiać wszystko na ostatnią chwilę, bo oczywiście nigdy na nic czasu nie ma. "Przecież można wszystko odłożyć na ostanią chwilę, a jak dobrze pomarudzę, ponachodzę, pozadzwaniam do 23 w nocy, zaspamuję skrzynkę e-mailową to pewnie będzie tak jak chcę." No cóż takie rzeczy tylko w Erze zgodnie ze stopolskim przysłowiem ;P. Informację, że nie da się i koniec przyjmuje ze świętym oburzeniem. 1.1 Podtyp struś pędziwiatr błagacz To tak struś pędziwiatr, ale bardziej na zasadzie błagaagggaaammm, mi...

Wieczny spoczynek racz mu dać Panie ....

Miejsce akcji: Biuro Osoby: Ja i mój R.I.P. komputer Czas akcji: ostatnie parę miesięcy Wiedziałam, że ten dzień w końcu nadejdzie. Robiłam wszystko aby jak najbardziej go odciągnąć,ale niestety wszystko ma swój początek i koniec. Ale zacznijmy od początku. Pierwsze symptomy nadejścia końca pojawiły się parę miesięcy temu. Biedak miał problem ze sklerozą. Niby nic, ale dość często zdarzało mu się po prostu zawiesić, jakby o czymś zapomniał i nie mógł sobie przypomnieć. Pomyślałam, że może chłopak zgnuśniał i trzeba go troszkę odświeżyć, więc zafundowałam mu jednodniowe spa, gdzie przeczyszczony został cały od podstawy po czubek cd-romu i otrzymał nowiutki świeży systemik. Zabiegi pomogły niestety na krótko. Biedaczystko tym razem miał poważny zawał płyty głównej i już po nim nie był taki sam. Miewał częste bóle dysku twardego oraz zator w procesorze. Bywały dni kiedy bezradnie wysuwał cd rom i zamykał go nieustannie przez kilka godzin. Kiedy przestały mu już funkcjonować wejśc...

2 grudnia - ech

Miejsce akcji: Bliżej nie określone, to tu to tam Osoby: Ja i wszyscy inni Czas akcji: dziś, przeklęty 2 grudnia Uprzedzam, że będzie marudnie, czysta esencja narzekania. 02.12 i Święta Bożego Narodzenia są to dwa okresy, daty, których szczerze, całą duszą, ciałem nawet paznokciami nienawidzę. Święta Bożego Narodzenia jeszcze kiedyś dało się przełknąć, chociaż po zastanowieniu nie jestem do końca tego taka pewna. Albo siedzisz przy stole z połową rodziny i zawsze ktoś modli się żeby druga osoba zadławiła się karpiem, albo dorsz zmartwychwstał i podgryzł mu gardło. Ale dobre miny i prezentacje pełnego uzębienia mają wszyscy. Ot taka polska uprzejmość. Albo spędzasz święta w gronie dwóch lub jednej osoby i tęskno wyglądasz rodzinnych świąt z rodziną jak z obrazka jak w Kevinie samym w domu. Zaznałam jednego i drugiego i mogę powiedzieć, że za świętami nie przepadam. Ale dlaczego data 02.12. No cóż, dzień moich urodzin. Dlaczego przeklęty. Nie nie żałuję, że się urodziłam, to j...

Czarny piątek

Miejsce akcji: Biuro Osoby: Ja i wredne urządzenie zwane komputerem Czas akcji: dziś - jesiennie, zimno i dołująco Od rana wiedziałam, że dzień nie będzie najlepszy. Obudziłam się o 5 rano i ni rusz nie mogłam zasnąć. Dzięki zapoznaniu się z nowymi demotywatorami, artykułami na joe monterze i innych serwisach nie obciążających moich styków tak bardzo o tej godzinie, dotrwałam jakoś do 6. Moje nadzieje, że mój luby zaraz wstanie do pracy, uległy rozwianiu, gdy stwierdził, że on jeszcze pośpi jeszcze 30 minut. Notoryczne skrobanie w drzwi sypialni uświadomiło mi że sierściuchy chętnie wpadną i się przytulą. Po otwarciu drzwi przez sypialnię przeszło małe tornado w postaci JJ i lekka bryza morska w postaci Nika. Dywaniki na podłodze widać wprawiły je w dobry nastrój, bo zamiast wbić do mnie do łóżka i utulić Pańcię do snu, postanowiły odbyć walkę w stylu MMA. No cóż trza było wypełznąć z łóżka i szybko je usunąć za drzwi, bo lubego chrapanie dziwnie zaczynało już przypominać warcze...

Jaskinia wróżek dowodowych

Miejsce akcji: Kołobrzeg - jaskinia wróżek dowodowych Osoby: Ja i osoby trzecie w tym Młoda gościnnie Czas akcji: do trzech razy sztuka Nadejszla ta wiekopomna chwila kiedy to moje dziecko odczuło nieodpartą potrzebę przekroczenia granic ojczystego kraju. Cóż więc, chciał czy nie chciał, trzeba dziecko wyposażyć w coś co powie że ono to ono. Po dłuższej dyskusji, że nie ma dokumentów bez zdjęć, bo latorośl moja uparcie postulowała, że brzydko wychodzi na zdjęciach, doszliśmy do zgody, że musi być i już. Przeszliśmy więc do fazy drugiej planu "Zagranica". Cześć ta zakładała wybranie, który to dokument zostanie wykonany. Z przyczyn oczywistych, iż paszporty wyrabia się w Koszalinie, faza zakończona została nadzwyczaj szybko decyzją - no to dowód. Faza trzecia - wykonanie zdjęć. Tutaj nie poszło juz tak szybko. Pomijając dziesiątki opcji fryzur, w co się ubrać itd. Po długiej dyskusji, że owszem zajmuję się fotografią, ale zwierząt i na kota czy psa to ona raczej nie wygląda...

Gdańszczyzna cz. 2

Cześć 2 Walka o miejsce niczym bitwa pod Grunwaldem. Miecze, kopie i te sprawy. Kółko za kółkiem, jak w filmie napis pod obrazem 30 minut później, widzę światełko w tunelu, taaaak ktoś wyjeżdża. Kieruneczek w lewo i czekamy..... "szanowny Panie z bmw to moje miejsce" ha nie ma to jak lekko odrapana Hania. Pańcio ze srebrnego, nówka sztuka, wiecznie garażuję bmw przeliczył zyski i straty i stwierdził że jednak na hamm.... pchać się nie będzie i ustąpi miejsca kobiecie, szanując fakt że była pierwsza. Pewnie pod nosem mamrotał uprzejmie proszę bardzo, co za miły człowiek   Podeszłam ja do drzwi jak Kargul do płota i cholera jasna gdzie jest jakaś przeklęta kawa. Jak dziecko na pasach, w lewo - ciuchy, w prawo - ciuchy, w lewo - taaak znowu ciuchy. Z pomocą przyszedł jak zwykle niezawodny GPS, jak psi ratownik potrafi kawę z kilometra wywąchać to znaczy znaleźć. Nektar bogów z syropem waniliowym ożywił me ciało i umysł niczym eliksir młodości. Na skrzydłach kofeiny przebyłam ...

Gdańszczyzna

Miejsce akcji: Gdańsk - jakaś wielka galeria Osoby: Ja i czarcie narzędzie zwane bramką parkingową Czas akcji: a dłużyło się jak chol... Ja i mój szanowny małżonek, chociaż zastanawiając się nad tym głębiej, jednak to tylko mój szanowny małżowinek wpadł na pomysł weekendowegto wypadu. Cel Gdańsk, Gdynia & Sopot.  Zapakowali się w Hanię i pojechali. Ja i mój żywy GPS, z reguły nieomylny, acz bardzo nerwowy (to tak jakby zamiast Hołowczyca wgrać sobie głos dowódcy z wojska). Tutaj nie było : na następnym skrzyżowaniu skręć w prawo, skręć w prawo, zawróć wyznaczam nową trasę" - tutaj było "zaraz skręć w prawo, no skręCCAAJJJ, jużżż, ku... mówiłem skręcaajj, co za głupi GPS... , demony, szatany, diabły i inne belzebuby, .... " - hmm ile jest za morderstwo? hmmm. Ni mniej ni więcej po paru miłych i uprzejmych wymianach zdań z ukochanym dotarliśmy do celu. Pierwsza myśl - idąc z wyciągniętymi ramionami przed siebie - KAWYYYY.... - o takkk. Tylko gdzie tutaj dobrą kawę w...

Biurowa masakra nożykiem do tapet

Miejsce akcji: Biuro Osoby: Ja i śmiercionośne narzędzie zagłady, czyli nożyk do tapet. Czas akcji: szybko Akcja: Dzień jak co dzień. Nic oprócz demonicznie unoszącej się mgły za oknem, nie zwiastowało nadchodzącej tragedii. Niczym poranna wróżka po tygodniu zbierania nektaru z kwiatków ochoczo przybiegłam do pracy. Może to ta pogoda, a może fakt że to już piątek wprawiło mnie od rana w doskonały humor z zapałem do wykonywania wszelkich obowiązków i prac, zarówno tych możliwych jak i tych pod tytułem znowwuuuu... Nie tracąc cennego czasu (bo im szybciej się uwinę tym szybciej będzie kawusia) zabrałam się do sprzątania, pucowania i porządkowania biura. Jak to zwykle w życiu bywa, przeklęte skrzaty które to zalęgły mi się za grzejnikiem, nudząc się w nocy stępiły mi nożyk do tapet (a jest do narzędzie niezbędne w mej pracy). Oczyma duszy widziałam już źle docięte materiały, być tak nie może toć to hańba!!!  Oglądając to cudo z tyłu, przodu, góry, w 3D, w 6D i ogólnie...

Parkingowe perypetie

Miejsce akcji: Ogrody Kołobrzeg Parking Osoby: Ja i nadpobudliwa Pani z pieskiem Czas akcji: godz. 19 Akcja: Parking pusty, miejsca tyle co na pustyni Mojave. Spokojnie więc sobie parkuje swój bolid. (Tutaj należy dodać że jest on ładnie oklejony firmowo - co ważne dalej). Pani z pieskiem "uprzejmie" mnie zapytuje czy czytać umiem. Niemka, Polka, czy wielki test na inteligencję TVP - myślę. Jednak pudło, pani się nakręca, że to parking ich, że nie wolno, że złe demony mnie do piekła zabiorą za to itd. Bo ona tak przy okazji bo z pieskiem stała - hmm CCTV? !! Po krótkiej acz wesołej wymianie zdań efekt oczywisty: nie ważne, że można tam drugi budynek stawiać tyle miejsca, ale to ich i koniec, bo nie i kropka, bo mój lizak i udławię się nim sam. Bo samochód oklejony, firma, bogaty jesteś, z tytułu firmy co miesiąc materializuje mi się na koncie 10000 zł taaak. Bo spółdzielnia to samo zło i ksiądz Natanek ją przeklął, ty tam mieszkasz, więc przeklęty też jesteś. Cz...

Ekipa od rzeczy mniej lub bardziej możliwych, czyli panowie monteży

Miejsce akcji: W chatce Wiśniowych ludków Osoby: Ja i panowie specjaliści od robót różnego typu Czas akcji: pewien bliżej nie określony deszczowy poranek (dość niedawno) Normalny, zdrowy na umyśle jak każdy inny poranek. Zgodnie z rytuałem szykowania się do pracy, ubieranko, szykowanko, szpachlowanko. Cudowny moment nakładania kolejnej warstwy gruntu na twarz, co by mi tynk się dobrze przez cały dzień trzymał, został zakłócony przez pukanie do drzwi. Hmmm rano, komu by się chciało? Ulotki? Niee - za wcześnie. Listonosz - na pewno nieee - on tak wysoko bez windy nie wchodzi, woli poćwiczyć swoje talenta aktorskie: "Byłem, nikogo nie było, awizo zostawiłem" - no fakt w domu 3 razy "nikt" hmm. Zresztą facet ma do 67 roku życia tak pracować, trzeba oszczędzać jego nogi, bo potem już może tego awiza nie donieść nawet. A może "uprzejmi" państwo z darmową "oświecającą" prasą? Chociaż wątpię - po ostatnim spotkaniu z moim lubym już tak często się tu...